czwartek, 30 sierpnia 2012

Rozdział 5

- Liam Payne, członek zespołu One Direction, wczoraj po gali opuścił klub w towarzystwie małej dziewczynki. Chłopak przeciskał się przez tłum paparazzi ciągnąc za sobą dziewczynę. Zakrywała ona swoją twarz rękawami marynarki Zayna. Kim ona jest? To pytanie zadręcza większość nastolatek. Chodzą plotki, że to jedna z sióstr któregoś z chłopców, lecz oni zawsze mówili że nie chcą narażać swoich rodzin na dziennikarzy, dlatego też nie pokazują się z nimi. Dziewczynka pozowała także z chłopcami do zdjęć, gdzie doskonale widać jej przesłodzoną twarzyczkę i duże zielone oczy. Rob Brown opublikował artykuł, w którym napisał, że to Maxine Hardingstone. Porównując zdjęcia jej rodziców, a jej widać jakieś podobieństwo, tylko skąd jedno z najbardziej tajemniczych dzieci w One Direction? - przeczytał głośno Louis i odłożył gazetę na róg blatu patrząc na nasze zdziwione twarze.
- Kur.. - zakląłem pod nosem spoglądając na okładkę magazynu.
- To był zły pomysł żeby pozowała z nami do zdjęć.. - stwierdził Lou.
- Co miałem jej powiedzieć? Idź sobie i czekaj tam, przecież też musi spędzać z nami trochę czasu. - zirytowałem się opadając na krzesło.
- Zayn spokojnie, musimy starać się ją jakoś ukrywać.. - powiedział Harry przeczesując ręką swoje gęste loki.
- Chce ją wychować jak najbardziej normalnie. - odpowiedziałem przecierając dłonią twarz. - Danielle już pojechała? - zapytałem trochę zmieniając temat.
- Tak. - Liam kiwnął głową. Na jego twarzy malowało się lekkie zdziwienie. - Czemu pytasz?
- Do świąt zostały 4 dni, Harry weźmiesz Maxie do siebie? - nie odpowiedziałem na pytanie Liama, tylko od razu zwróciłem się do Stylesa.
- Dlaczego? Ty jej nie bierzesz? - brunet posłał mi niezrozumiane spojrzenie.
- Boje się reakcji moich sióstr, weź ją chociaż na ten jeden dzień, po wigilii po nią przyjadę. - odparłem. Nie chciałem brać Maxine do domu. Nie byłem jeszcze gotowy żeby pokazać się z nią moim rodzicom i siostrą. Tak naprawdę wspomniałem o niej tylko raz mamie i kazałem żeby nikomu nic nie mówiła. Mam do niej wielkie zaufanie, poza tym zawsze dotrzymywała sekretów.
- Nie no, spoko, chętnie ją wezmę. - Hazza uśmiechnął się lekko.

*
Wiatr głośno gwizdał za oknem, a śnieg prószył jak oszalały. W moim, a właściwie Zayna pokoju wcale nie było ciepło. Otuliłam się w kołdrę i mój milutki kocyk przed laptopem. Jakąś godzinę temu mój opiekun miał mi włączyć bajkę, ale chyba zapomniał. Nie mam mu tego za złe, w końcu to tylko głupia bajka. Ma o wiele ważniejsze sprawy na głowie. Tylko trochę szkoda że tak mało czasu spędzamy razem. Jutro mają się odbyć urodziny Louisa, więc w domu będzie mnóstwo ludzi.
- Maxie, miałaś ćwiczyć. - za drzwi wychyliła się blond czupryna Nialla, a zaraz po niej jego wiecznie radosna twarz.
- Muuuuszę? - przeciągnęłam niechętna kładąc głowę na poduszce i wyciągając kończyny dolne do przodu.
- Zayn powiedział, że mam ci przekazać, więc chyba musisz. Poza tym lubię jak grasz, więc już na dół. - zaśmiał się, ale widząc moją zdegustowaną minę podszedł do łóżka i usiadł obok, wlepiając swoje gałki w moje. - Co jest? - spytał troskliwie.
- Nie lubię tych ćwiczeń, nie lubię fortepianu, możemy po prostu gdzieś wyjść wszyscy razem? - popatrzyłam na niego smutno.
- To twój obowiązek, ja chodziłem do szkoły sportowej choć tak naprawdę nienawidziłem sportu. Teraz nic do niego nie mam, z czasem obowiązki przeobrażają się w coś miłego. Wszyscy są zajęci, musimy posprzątać, wieczorem wraca Danielle i ktoś będzie musiał po nią pojechać, no i jeszcze zakupy na jutrzejszą imprezę.. - westchnął i wstał wyciągając w moją stronę rękę. Zrezygnowana złapałam ją i wstałam kierując się na dół.
Usiadłam na wygodnym krzesełku i położyłam obie ręce na białych klawiszach. Nie potrzebowałam nut, znałam już tą melodie na pamięć. Łokciem zahaczałam o naszą ogromną choinkę, która już była całkiem gotowa. Wisiały na niej kolorowe bombki dzięki czemu wyglądała bardzo dobrze. Światełka również świeciły nawet w dzień, gdyż nikomu nie chciało się czołgać pod choinką aby je odłączyć. W domu była naprawdę idealna atmosfera. Szkoda tylko że brakowało tej miłości wszystkich domowników, wspólnych wieczorów przy kominku.. ale co ja o tym wiem. Znam to tylko z filmów lub opowieści. A może to właśnie tak naprawdę wygląda.

*
- Tylko nie zapomnij o jakiś procentach. - usłyszałem w słuchawce głos Harrego. 
- Tak, tak. - przekręciłem oczami i rozłączyłem się. Wrzuciłem kolejną paczkę czipsów do koszyka i ruszyłem przed siebie. Poczułem naglę że ktoś na mnie wpada obijając przy tym moją klatkę piersiową.
- Przepraszam.. - usłyszałem niepewny głos, a po chwili ujrzałem dobrze znaną mi twarz.
- Perrie? - zapytałem z niedowierzaniem patrząc na twarz blondynki.
- Zayn, matko! - pisnęła i pogładziła ręką mój policzek.
- Co robisz w Londynie? - spytałem trochę zdziwiony. 
- Mieszkam od dwóch miesięcy. - uśmiechnęła się szeroko. - Co u ciebie?
- Nic. - tak naprawdę to działo się bardzo dużo, ale ta odpowiedź zawsze jest najlepsza.
- Nic się nie działo u ciebie przez te wszystkie miesiące? - machnęła swoimi długimi rzęsami. Może najlepiej powiedzieć jej od razu że jestem ojcem i potajemnie obmacuje z dziewczyną mojego przyjaciela? Dno.
- Długo by opowiadać. - zdecydowałem się w końcu na tą odpowiedź i spuściłem wzrok gdzieś za Perrie.
- Może kiedyś się spotkamy? Po świętach? - zaproponowała przybliżając się do mnie, tak że czułem jej ciepły oddech na mojej szyi. Przełknąłem głośno ślinę. Ona tak na mnie działała. Już chciałem odwrócił gwałtownie głowę w jej stronę i namiętnie pocałować jej usta, ale na szczęście coś mnie zatrzymało.
- Pewnie. - odpowiedziałem szybko.
- To zadzwonię, do zobaczenia. - pocałowała mnie w policzek i znikła zanim się odwróciłem. Muszę się chyba zdecydować czy chce Perrie czy może Danielle. Perrie jest cudowna. Mogłaby być cała moja. Danielle jest po prostu niesamowita. Jej wygląd jak i charakter doprowadza mnie do szału. Ale muszę się z nią ukrywać. Nawet jeśli rozstanie się z Liamem nie będę mógł z nią być. Chłopaki uznaliby mnie za skończonego kretyna. Nigdy nie będziemy mogli całować się, przytulać przy robieniu posiłków, mówić sobie czułe słówka przy wszystkich. A z Perrie mógłbym. Nasza miłość nie miałaby granic. Ale co z tego, jeśli to może być kolejne głupie zauroczenie. Już kiedyś podobała mi się Perrie. Spędziłem z nią noc, może dwie, a potem znikła. Boje się że tym razem też tak będzie.
Zamyślony wpadłem do domu. Rzuciłem zakupy na stół i rozejrzałem się. Wszędzie były różne świąteczne jak i urodzinowe ozdoby, dom tryskał energią, a w tle grała dość cicha muzyka puszczana z radia. Odgłosy telewizora, na którym leciała kolejna bajka Disneya też atakowały moje uszy. Zajrzałem do salonu. Tak jak się spodziewałem, Maxie siedziała na kanapie wpatrzona w telewizor, jadła czekoladowe lody prosto z pudełka. Mówiłem jej że ma tak nie robić, ale dla niej największym wytłumaczeniem jest to że przecież Niall też tak robi.
- Cześć mała. - pocałowałem ją w czoło i usiadłem obok.
- Hejki. - nawet na mnie nie spojrzała, tak jakby telewizor ją zahipnotyzował.
- Jak skończysz to posprzątaj po sobie i wyłącz telewizor. - poczochrałem jej włosy, po czym wstałem i udałem się na górę.

Wszystko było już gotowe, grała głośna muzyka, ludzie tańczyli i bawili się na całego. Zawsze spędzaliśmy urodziny Louisa w szóstkę, organizując przy tym sobie małą wigilie. Tym razem Tommo jednak zażyczył sobie prawdziwej imprezy. W domu było około 300 osób, to było naprawdę szalone. Połowy, a nawet 3/4 z nich nie znałem. Mało widziałem, ale liczyła się tu tylko dobra zabawa, więc każdy obijał się o siebie, krzycząc i poruszając się w rytm muzyki. Po czasie nie kontrolowałem już ile rzeczy zostało zniszczonych, nie obchodziło mnie to.

*
Siedziałam na strychu, który służył nam za pralnię. Wpakowałam się w górę ubrań i otuliłam kocykiem który przyniosłam ze sobą.  Z dołu było słychać odgłosy imprezy. Szkoda że nikt mnie nawet nie zauważył, zainteresował się czy żyję. Ale tak już jest. Otworzyłam mój notes na czystej stronie i wzięłam do ręki różowy długopis. Pisałam w tym notesie już od bardzo dawna. Znajdują się tam recenzje z moich najlepszych i najgorszych dni. Często lubię to poczytać i powspominać.
"Mama i tata byliby teraz najwspanialszą rzeczą jaką bym mogła mieć w życiu. Choć ich nie znam, tak bardzo za nimi tęsknie. Czuje to, że są blisko, że przytulają moje serce i cały czas szepczą mi do ucha jak bardzo mnie kochają. Zayn jest cudowny, ale nie nadaje się na tatę. Czasem wydaje mi się, że wcale nie chce nim być. Że mnie nie kocha. Może tylko mi się tak wydaje? Chłopcy byliby wspaniałymi przyjaciółmi. Czasem chce wrócić do sierocińca i znów czekać kilka lat aż znajdzie się ktoś odpowiedni. Jakaś dojrzała kobieta z mężem i małym przytulnym domkiem. Najlepiej żeby mieli jeszcze jakieś inne dzieci. Martwię się że będzie tak codziennie. Chciałabym mieć takie życie jak mają wszystkie dzieci z mojej klasy." - napisałam moim różowym długopisem, po czym zamknęłam zeszyt i głośno westchnęłam. Poczułam ucisk w brzuchu, co po prostu oznaczało że jestem głodna. Tak, w tym domu odczuwam głód. Wiedziałam że do kuchni będzie się trudno dostać, ale mino tego spróbowałam. Zbiegłam po schodach, coraz głośniej słysząc muzykę. Nagle ujrzałam tłum młodych ludzi, tańczących, wrzeszczących i rozlewających alkohol z kieliszków. Zaczęłam przeciskać się przez ten tłum, ale niezbyt mi to wychodziło.W pewnym momencie, kiedy już mogłam złapać oddech, czyjś łokieć popchnął mnie na szklany stolik. W efekcie tego wypadku przejechałam twarzą po rogu stolika i mój łuk brwiowy po prostu się rozerwał. Czułam jak krew wpływa mi do oka, więc szybko wstałam i jakoś przecisnęłam się znów na górę. Bolało strasznie, jednak nie płakałam. Wbiegłam do łazienki i przemyłam ranę wodą. Jednak krew nie przestawała cieknąć. Przyłożyłam sobie do twarzy pierwszy, lepszy biały ręcznik i usiadłam na wannie. Nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Siedziałam tak może pół godziny, a nic się nie zmieniło. Chyba powinnam o tym komuś powiedzieć, ale i tak nie znajdę żadnego z chłopaków. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do pokoju Zayna, w którym znajdują się wszystkie moje rzeczy. Łzy już same zaczęły spływać po mojej twarzy, bardziej z bezradności niż nasilającego się bólu. Nagle zauważyłam Liama ciągnącego w stronę swojego pokoju uśmiechniętą Danielle. Tak jakby Bóg zesłał mi ich na pomoc. Z początku chyba nawet mnie nie zauważyli, ale już po chwili dziewczyna spojrzała na mnie przestraszonym wzrokiem.
- Maxie, co się stało? - prawie krzyknęła podbiegając i klękając przede mną. Odgarnęła moje włosy z twarzy i dokładnie przyjrzała się ranie, a Liam stanął tuż za nią. - Matko, Liam biegnij po Zayna! - panikowała. Z natury taka była że często panikowała kiedy coś się komuś stało.
- Myślisz że go z najdę, poza tym i tak jest pijany. - odpowiedział brunet i kucnął obok swojej dziewczyny. - To tylko rozcięcie. - spojrzał na mnie jak jakiś lekarz.
- Tylko?! - wrzasnęła Dan - Jest cała w krwi, jedźmy do szpitala!
- Nie przesadzaj, przemyje się, opatrzy i będzie dobrze. - westchnął wstając.
- Rób co chcesz, ja jadę z nią do szpitala. - Danielle również wstała i wzięła mnie na swoje ręce. Widziałam tylko jak Liam przekręcił oczami i ruszył za nami. - Gdzie do cholery jest ten idiota?! - zbulwersowała się kiedy byliśmy już na dole.
- Tam. - wskazał palcem na Zayna, który namiętnie całował pewną chudą blondynkę. To było dziwne. Teraz słowa Lucy zaczynają być prawdziwe. Jest młody więc będzie rozglądał się za dziewczynami, to jest teraz ważniejsze od tego gdzie jestem i co się ze mną dzieje. Spojrzałam na niosącą mnie brunetkę w oczach której pojawiły się łzy. Nie wiedziałam czemu. - Co jest? - zapytał Li, który chyba też to zauważył.
- Nic, zostań tu, pojadę sama. -odwróciła się i szybko wybiegła ze mną na rękach z domu. Wsiadłyśmy do auta i ruszyliśmy. Nie wiedziałam co się dokładnie dzieje, czułam tylko ból i milion myśli cisnących się do mojej głowy. - Zaraz będzie wszystko dobrze kochanie. - mówiła z troską patrząc na drogę i łamiąc przepisy prędkości. Już po chwili zaparkowaliśmy przed budynkiem i Danielle zaniosła mnie do środka. Całość niebyła dość przyjemna, bo zaszywali mi ranę i długo lekarz o czymś mówił. Jak już było po wszystkim, nadal mnie bolało. Usiadłyśmy z Danielle w poczekalni i czekałyśmy jeszcze na jakieś papiery. Ułożyłam głowę na jej kolanach i skuliłam nogi.
- Nie chce tam wracać - szepnęłam przenosząc wzrok na jej twarz.
- Ja też. - odpowiedziała smutno, gładząc moje włosy. Widać było, że jest przybita i najchętniej popłakałaby się jak małe dziecko.
- Co się stało, że jesteś taka smutna? - spytałam podnosząc głowę.
- Kiedyś ci wszystko opowiem, ale jak na razie jest to tajemnica. - powiedziała lekko i sztucznie się uśmiechając. - Śpij Maxie, widzę że jesteś zmęczona. - pocałowała mnie w czoło i znów ułożyła moją głowę na jej kolanach. Nie myśląc już o niczym po prostu zasnęłam, w końcu był środek nocy.

*
Obudziłem się na kanapie o ósmej z ogromnym bólem głowy. Wczoraj nieźle imprezowaliśmy, nawet nie spodziewałem się że przyjdzie Perrie. Mało pamiętam, ale wiem że na pewno z nią rozmawiałem. Z trudem wstałem i rozejrzałem się. Wszystkie wazony jakie do tej pory mieliśmy były potłuczone, a cała reszta rozwalona po całym salonie i przedpokoju. Dobrze to to nie wyglądało. Chłopcy spali w różnych częściach domu, jedynie Liam który jak zwykle był trzeźwy leżał w swojej sypialni. Czasem mu tego zazdroszczę, ale z jednej strony głupio tak nie móc pić. Cóż, jak to mówi Paul; serce Liama jest tak duże że nie było miejsca dla drugiej nerki. Przypomniałem sobie o Maxine. Nie widziałem jej całą imprezę, z resztą nie miałem zbytnio jak. Pewnie cały czas siedziała na górze przed laptopem albo telewizorem jak to ona. Ruszyłem więc powolnym krokiem na górę, o mało nie przewróciłem się z powodu bólu głowy. Zajrzałem do swojego pokoju, ale nie znalazłem tam Maxie. Przeszedłem po wszystkich pokojach, ale nadal nic. Jednak kiedy znalazłem zakrwawiony ręcznik na podłodze w łazience, przestraszyłem się. W końcu to trochę dziwne.
- Liam widziałeś Maxie? - obudziłem spokojnie bruneta lekko nim trząść, on tylko mruknął coś po nosem i odwrócił się na drugi bok - Czyli? - dopytywałem nadal nad nim stojąc.
- Nie - warknął cicho żebym już sobie poszedł. Tak też uczyniłem. Zmieszany postanowiłem przywrócić resztę do życia. W końcu za 3 godziny każdy z nas musi być już spakowany i jedzie do domu na święta. Dość się cieszę, chociaż nie wiem czy wytrzymam te 4 godziny za kierownicą. Drzwi wejściowe otworzyły się i ujrzałem Danielle trzymającą na rękach Maxie. Ulżyło mi.
- Cześć, gdzie byłyście? - spytałem podchodząc do dziewczyny i całując ją w policzek. Na jej twarzy zamiast słodkiego uśmiechu pojawił się raczej smutek, a jej oczy były zaczerwienione od płaczu. Coś się stało? Na to pytanie nie znałem odpowiedzi i jak na razie nie chciałem zadręczać Dan tym pytaniem.
- Twoja jedyna i najukochańsza córeczka, którą tak bardzo podobno kochasz miała szyty łuk brwiowy. - powiedziała z pretensją po czym po prostu mnie ominęła i poszła do kuchni.
- Dlaczego się gniewasz? Mogłaś mi przecież powiedzieć wczoraj to ja bym pojechał z nią do szpitala. - poszedłem za nią rozkładając ręce.
- A sam nie mogłeś się zainteresować? Zostawiłeś ją na górze, a sam chlałeś ile wlezie! - wrzasnęła patrząc się na mnie złym wzrokiem.
- Dobrze przepraszam, popełniam błędy jak każdy. - wytłumaczyłem się i wyciągnąłem ręce chcąc wziąć do siebie Maxie jednak Danielle odeszła w bok.
- Jesteś ojcem, dojrzej w końcu! - znów krzyknęła - Maxine idź na górę. - zwróciła się do blondynki i puściła ją.
- Jak jechałaś do szpitala nie mogłaś mnie szybko znaleźć i powiedzieć że coś się stało? - zapytałem kiedy mała opuściła kuchnie.
- Nie nie mogłam. - prychnęła.
- Czemu? - przewróciłem oczami. Męczyła mnie ta kłótnia. Co jak co, ale Danielle nigdy taka dla mnie nie była. Nawet jeśli była zła.
- Bo całowałeś się z tą suką! - wrzasnęła mi prosto w twarz.
- Jesteś zazdrosna o Perrie? Przecież my nawet nie jesteśmy razem! - odkrzyknąłem na nią. Nawet jeśli czuje coś do Dan nie pozwolę jej obrażać Per.
- Widzę Zayn, że byłam tylko kolejną twoją zabawką, przed którą wszystko udawałeś! Zdradzałam przez ciebie Liama, bo myślałam że mówisz prawdę! Dupek z ciebie, powinni ci zabrać Maxie, jesteś beznadziejny! Nie zasługujesz na nią! - z jej oczu zaczęły płynąć łzy jak woda z wodospadu. Zatkało mnie. Płakała przeze mnie. Dziewczyna która po małej części była moja właśnie powiedziała mi jedne z najgorszych słów jakie kiedykolwiek ktoś mi powiedział.
- Jak to zdradzałaś Liama? - usłyszeliśmy i gwałtownie się odwróciliśmy. W wejściu od kuchni stał Niall z zaskoczoną miną. Danielle niewytrzymała, było słychać jej głośny płacz. Odwróciła się i pobiegła na górę. - Zayn o co chodzi? - blondyn spojrzał na mnie.
- Dużo się dzieje Niall,  siedź cicho, a kiedyś ci wszystko wytłumaczę. - odparłem i poszedłem na górę.
Wszystko zaczęło się walić, ranię wszystkich dookoła i zaniedbuje Maxie. Może naprawdę nie nadaje się na ojca? Ale nie mogę jej teraz zostawić. Wiem że mnie potrzebuje tak bardzo jak ja potrzebuje jej. Wszedłem na górę i udałem się do siebie. Zastałem Maxie siedzącą na łóżku i grającą na swoim Iphone.
- Maxiś. - powiedziałem czule i usiadłem na łóżku. Dziewczynka podniosła głowę i ujrzałem jej twarz. Może i nie była smutna, ale rana nad okiem nie wyglądała dobrze. Do tego roztargane włosy i zaczerwienione oczy. - Jest okej? - zapytałem trochę bezsensu, ale nie miałem pojęcia jak zacząć rozmowę.
- Tak. - odpowiedziała zwyczajnym tonem lekko kiwając głową.
- Tak bardzo cię przepraszam, obiecuje że teraz będę zawsze przy tobie i nie pozwolę żeby cokolwiek ci się stało. - odgarnąłem kosmyk jej włosów za ucho - Kocham cię najbardziej na świecie, bo mam tylko jedną taką małą dziewczynkę. - lekko się uśmiechnąłem, chcąc rozluźnić sytuację.
- Ja ciebie też kocham Zayn. - Maxie wtuliła się w mój brzuch tak mocno że zrobiło mi się ciepło w sercu. To było takie urocze z jej strony. Objąłem ją i posadziłem na swoich kolanach, po czym pocałowałem w czubek głowy. - Ale nie kłóć się z Danielle, to moja najlepsza przyjaciółka. - szepnęła spuszczając wzrok.
- Dobrze, ale po prostu czasem tak jest.. spróbuje ją przeprosić i wszystko będzie tak jak dawniej, obiecuje. - po raz kolejny pocałowałem jej głowę. Pozostałe 15 minut spędziliśmy przytulając się. Potrzebowałem teraz tej małej, choćby po to aby w końcu się zdecydować. Nie mogła jechać z Harrym. Całkowicie zmieniłem zdanie. Pojedzie ze mną i choć z trudem przedstawię ją rodzicom, będzie dobrze. Będzie naprawdę bardzo dobrze.
- Tak? - odebrałem dzwoniący telefon przykładając go sobie do ucha.
- Co powiesz żebyśmy po świętach wyjechali na tydzień do Włoch? Tylko we dwoje. - usłyszałem słodki głos Perrie po drugiej stronie. Zdziwiło mnie to pytanie, w końcu nie jesteśmy oficjalnie razem. Jednak propozycja była kusząca. Tylko co z Maxie..
- We dwoje? Wiesz..
- Nie mów że chcesz brać ze sobą tych przygłupów. - przerwała mi zirytowana. No tak, przecież jeszcze jej nie mówiłem nic o tym że jestem ojcem.
- Coś ty w życiu. - odpowiedziałem szybko - Świetny pomysł, zadzwonię potem, pa. - rozłączyłem się rzucając telefon na łóżko. No pięknie.

**
cześć <3 przepraszam że ten rozdział taki krótki, ale chce resztę historii zostawić na szósty :D zaczyna się rok szkolny i co do mojego bloga to bardzo dobrze. w ciągu roku szkolnego mam więcej czasu, bo raczej jestem w domu po szkole i mam czas na pisanie. przez wakacje strasznie zaniedbałam to opowiadanie. teraz będę częściej dawać rozdziały :> jeśli możecie to proszę polećcie mojego bloga! to dla mnie bardzo ważne :) tak samo jeśli czytasz to skomentuj, ale tylko raz, bo naprawdę denerwuje mnie to jak ktoś komentuje kilka razy.. dziękuje wam za wszytko <3 15 komentarzy i dodam następny.