niedziela, 9 września 2012

cześć
zastanawiałam się długo nad tym blogiem. ogólnie to straciłam strasznie dużo czytelników. kiedy pisałam wcześniejsze blogi dostawałam strasznie długie komentarze albo i krótsze, ale było ich zdecydowanie więcej. i to od naprawdę różnych osób. zastanawiam się czemu na tym blogu tak nie jest. czy powodem jest to że piszę go o zaynie? z resztą nie ważne. tracę czytelników, dlatego będę dodawać rozdziały o wiele rzadziej, za to będą lepsze i dłuższe. może dzięki poprawieniu się w pisaniu większość osób to polubi? zależy mi na czytelnikach, bardzo. w końcu piszę to dla was. dziękuje że was tu jest ile jest, bo bardzo was kocham, jesteście najlepsi! ale o to w tym wszystkim chodzi żeby jak najwięcej osób to czytało, a to że poprawię się z długościami i ogólnie, to chyba dobrze? co o tym sądzicie?

http://all-change-but-not-for-the-better.blogspot.com/
MOŻE NIEKTÓRZY Z WAS ZNAJĄ, INNI NIE. JEST TO JEDEN Z MOICH BLOGÓW, KTÓRY MIAŁAM PISAĆ. NIEDŁUGO COŚ TAM DODAM, WIĘC ZAPRASZAM!

czwartek, 30 sierpnia 2012

Rozdział 5

- Liam Payne, członek zespołu One Direction, wczoraj po gali opuścił klub w towarzystwie małej dziewczynki. Chłopak przeciskał się przez tłum paparazzi ciągnąc za sobą dziewczynę. Zakrywała ona swoją twarz rękawami marynarki Zayna. Kim ona jest? To pytanie zadręcza większość nastolatek. Chodzą plotki, że to jedna z sióstr któregoś z chłopców, lecz oni zawsze mówili że nie chcą narażać swoich rodzin na dziennikarzy, dlatego też nie pokazują się z nimi. Dziewczynka pozowała także z chłopcami do zdjęć, gdzie doskonale widać jej przesłodzoną twarzyczkę i duże zielone oczy. Rob Brown opublikował artykuł, w którym napisał, że to Maxine Hardingstone. Porównując zdjęcia jej rodziców, a jej widać jakieś podobieństwo, tylko skąd jedno z najbardziej tajemniczych dzieci w One Direction? - przeczytał głośno Louis i odłożył gazetę na róg blatu patrząc na nasze zdziwione twarze.
- Kur.. - zakląłem pod nosem spoglądając na okładkę magazynu.
- To był zły pomysł żeby pozowała z nami do zdjęć.. - stwierdził Lou.
- Co miałem jej powiedzieć? Idź sobie i czekaj tam, przecież też musi spędzać z nami trochę czasu. - zirytowałem się opadając na krzesło.
- Zayn spokojnie, musimy starać się ją jakoś ukrywać.. - powiedział Harry przeczesując ręką swoje gęste loki.
- Chce ją wychować jak najbardziej normalnie. - odpowiedziałem przecierając dłonią twarz. - Danielle już pojechała? - zapytałem trochę zmieniając temat.
- Tak. - Liam kiwnął głową. Na jego twarzy malowało się lekkie zdziwienie. - Czemu pytasz?
- Do świąt zostały 4 dni, Harry weźmiesz Maxie do siebie? - nie odpowiedziałem na pytanie Liama, tylko od razu zwróciłem się do Stylesa.
- Dlaczego? Ty jej nie bierzesz? - brunet posłał mi niezrozumiane spojrzenie.
- Boje się reakcji moich sióstr, weź ją chociaż na ten jeden dzień, po wigilii po nią przyjadę. - odparłem. Nie chciałem brać Maxine do domu. Nie byłem jeszcze gotowy żeby pokazać się z nią moim rodzicom i siostrą. Tak naprawdę wspomniałem o niej tylko raz mamie i kazałem żeby nikomu nic nie mówiła. Mam do niej wielkie zaufanie, poza tym zawsze dotrzymywała sekretów.
- Nie no, spoko, chętnie ją wezmę. - Hazza uśmiechnął się lekko.

*
Wiatr głośno gwizdał za oknem, a śnieg prószył jak oszalały. W moim, a właściwie Zayna pokoju wcale nie było ciepło. Otuliłam się w kołdrę i mój milutki kocyk przed laptopem. Jakąś godzinę temu mój opiekun miał mi włączyć bajkę, ale chyba zapomniał. Nie mam mu tego za złe, w końcu to tylko głupia bajka. Ma o wiele ważniejsze sprawy na głowie. Tylko trochę szkoda że tak mało czasu spędzamy razem. Jutro mają się odbyć urodziny Louisa, więc w domu będzie mnóstwo ludzi.
- Maxie, miałaś ćwiczyć. - za drzwi wychyliła się blond czupryna Nialla, a zaraz po niej jego wiecznie radosna twarz.
- Muuuuszę? - przeciągnęłam niechętna kładąc głowę na poduszce i wyciągając kończyny dolne do przodu.
- Zayn powiedział, że mam ci przekazać, więc chyba musisz. Poza tym lubię jak grasz, więc już na dół. - zaśmiał się, ale widząc moją zdegustowaną minę podszedł do łóżka i usiadł obok, wlepiając swoje gałki w moje. - Co jest? - spytał troskliwie.
- Nie lubię tych ćwiczeń, nie lubię fortepianu, możemy po prostu gdzieś wyjść wszyscy razem? - popatrzyłam na niego smutno.
- To twój obowiązek, ja chodziłem do szkoły sportowej choć tak naprawdę nienawidziłem sportu. Teraz nic do niego nie mam, z czasem obowiązki przeobrażają się w coś miłego. Wszyscy są zajęci, musimy posprzątać, wieczorem wraca Danielle i ktoś będzie musiał po nią pojechać, no i jeszcze zakupy na jutrzejszą imprezę.. - westchnął i wstał wyciągając w moją stronę rękę. Zrezygnowana złapałam ją i wstałam kierując się na dół.
Usiadłam na wygodnym krzesełku i położyłam obie ręce na białych klawiszach. Nie potrzebowałam nut, znałam już tą melodie na pamięć. Łokciem zahaczałam o naszą ogromną choinkę, która już była całkiem gotowa. Wisiały na niej kolorowe bombki dzięki czemu wyglądała bardzo dobrze. Światełka również świeciły nawet w dzień, gdyż nikomu nie chciało się czołgać pod choinką aby je odłączyć. W domu była naprawdę idealna atmosfera. Szkoda tylko że brakowało tej miłości wszystkich domowników, wspólnych wieczorów przy kominku.. ale co ja o tym wiem. Znam to tylko z filmów lub opowieści. A może to właśnie tak naprawdę wygląda.

*
- Tylko nie zapomnij o jakiś procentach. - usłyszałem w słuchawce głos Harrego. 
- Tak, tak. - przekręciłem oczami i rozłączyłem się. Wrzuciłem kolejną paczkę czipsów do koszyka i ruszyłem przed siebie. Poczułem naglę że ktoś na mnie wpada obijając przy tym moją klatkę piersiową.
- Przepraszam.. - usłyszałem niepewny głos, a po chwili ujrzałem dobrze znaną mi twarz.
- Perrie? - zapytałem z niedowierzaniem patrząc na twarz blondynki.
- Zayn, matko! - pisnęła i pogładziła ręką mój policzek.
- Co robisz w Londynie? - spytałem trochę zdziwiony. 
- Mieszkam od dwóch miesięcy. - uśmiechnęła się szeroko. - Co u ciebie?
- Nic. - tak naprawdę to działo się bardzo dużo, ale ta odpowiedź zawsze jest najlepsza.
- Nic się nie działo u ciebie przez te wszystkie miesiące? - machnęła swoimi długimi rzęsami. Może najlepiej powiedzieć jej od razu że jestem ojcem i potajemnie obmacuje z dziewczyną mojego przyjaciela? Dno.
- Długo by opowiadać. - zdecydowałem się w końcu na tą odpowiedź i spuściłem wzrok gdzieś za Perrie.
- Może kiedyś się spotkamy? Po świętach? - zaproponowała przybliżając się do mnie, tak że czułem jej ciepły oddech na mojej szyi. Przełknąłem głośno ślinę. Ona tak na mnie działała. Już chciałem odwrócił gwałtownie głowę w jej stronę i namiętnie pocałować jej usta, ale na szczęście coś mnie zatrzymało.
- Pewnie. - odpowiedziałem szybko.
- To zadzwonię, do zobaczenia. - pocałowała mnie w policzek i znikła zanim się odwróciłem. Muszę się chyba zdecydować czy chce Perrie czy może Danielle. Perrie jest cudowna. Mogłaby być cała moja. Danielle jest po prostu niesamowita. Jej wygląd jak i charakter doprowadza mnie do szału. Ale muszę się z nią ukrywać. Nawet jeśli rozstanie się z Liamem nie będę mógł z nią być. Chłopaki uznaliby mnie za skończonego kretyna. Nigdy nie będziemy mogli całować się, przytulać przy robieniu posiłków, mówić sobie czułe słówka przy wszystkich. A z Perrie mógłbym. Nasza miłość nie miałaby granic. Ale co z tego, jeśli to może być kolejne głupie zauroczenie. Już kiedyś podobała mi się Perrie. Spędziłem z nią noc, może dwie, a potem znikła. Boje się że tym razem też tak będzie.
Zamyślony wpadłem do domu. Rzuciłem zakupy na stół i rozejrzałem się. Wszędzie były różne świąteczne jak i urodzinowe ozdoby, dom tryskał energią, a w tle grała dość cicha muzyka puszczana z radia. Odgłosy telewizora, na którym leciała kolejna bajka Disneya też atakowały moje uszy. Zajrzałem do salonu. Tak jak się spodziewałem, Maxie siedziała na kanapie wpatrzona w telewizor, jadła czekoladowe lody prosto z pudełka. Mówiłem jej że ma tak nie robić, ale dla niej największym wytłumaczeniem jest to że przecież Niall też tak robi.
- Cześć mała. - pocałowałem ją w czoło i usiadłem obok.
- Hejki. - nawet na mnie nie spojrzała, tak jakby telewizor ją zahipnotyzował.
- Jak skończysz to posprzątaj po sobie i wyłącz telewizor. - poczochrałem jej włosy, po czym wstałem i udałem się na górę.

Wszystko było już gotowe, grała głośna muzyka, ludzie tańczyli i bawili się na całego. Zawsze spędzaliśmy urodziny Louisa w szóstkę, organizując przy tym sobie małą wigilie. Tym razem Tommo jednak zażyczył sobie prawdziwej imprezy. W domu było około 300 osób, to było naprawdę szalone. Połowy, a nawet 3/4 z nich nie znałem. Mało widziałem, ale liczyła się tu tylko dobra zabawa, więc każdy obijał się o siebie, krzycząc i poruszając się w rytm muzyki. Po czasie nie kontrolowałem już ile rzeczy zostało zniszczonych, nie obchodziło mnie to.

*
Siedziałam na strychu, który służył nam za pralnię. Wpakowałam się w górę ubrań i otuliłam kocykiem który przyniosłam ze sobą.  Z dołu było słychać odgłosy imprezy. Szkoda że nikt mnie nawet nie zauważył, zainteresował się czy żyję. Ale tak już jest. Otworzyłam mój notes na czystej stronie i wzięłam do ręki różowy długopis. Pisałam w tym notesie już od bardzo dawna. Znajdują się tam recenzje z moich najlepszych i najgorszych dni. Często lubię to poczytać i powspominać.
"Mama i tata byliby teraz najwspanialszą rzeczą jaką bym mogła mieć w życiu. Choć ich nie znam, tak bardzo za nimi tęsknie. Czuje to, że są blisko, że przytulają moje serce i cały czas szepczą mi do ucha jak bardzo mnie kochają. Zayn jest cudowny, ale nie nadaje się na tatę. Czasem wydaje mi się, że wcale nie chce nim być. Że mnie nie kocha. Może tylko mi się tak wydaje? Chłopcy byliby wspaniałymi przyjaciółmi. Czasem chce wrócić do sierocińca i znów czekać kilka lat aż znajdzie się ktoś odpowiedni. Jakaś dojrzała kobieta z mężem i małym przytulnym domkiem. Najlepiej żeby mieli jeszcze jakieś inne dzieci. Martwię się że będzie tak codziennie. Chciałabym mieć takie życie jak mają wszystkie dzieci z mojej klasy." - napisałam moim różowym długopisem, po czym zamknęłam zeszyt i głośno westchnęłam. Poczułam ucisk w brzuchu, co po prostu oznaczało że jestem głodna. Tak, w tym domu odczuwam głód. Wiedziałam że do kuchni będzie się trudno dostać, ale mino tego spróbowałam. Zbiegłam po schodach, coraz głośniej słysząc muzykę. Nagle ujrzałam tłum młodych ludzi, tańczących, wrzeszczących i rozlewających alkohol z kieliszków. Zaczęłam przeciskać się przez ten tłum, ale niezbyt mi to wychodziło.W pewnym momencie, kiedy już mogłam złapać oddech, czyjś łokieć popchnął mnie na szklany stolik. W efekcie tego wypadku przejechałam twarzą po rogu stolika i mój łuk brwiowy po prostu się rozerwał. Czułam jak krew wpływa mi do oka, więc szybko wstałam i jakoś przecisnęłam się znów na górę. Bolało strasznie, jednak nie płakałam. Wbiegłam do łazienki i przemyłam ranę wodą. Jednak krew nie przestawała cieknąć. Przyłożyłam sobie do twarzy pierwszy, lepszy biały ręcznik i usiadłam na wannie. Nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Siedziałam tak może pół godziny, a nic się nie zmieniło. Chyba powinnam o tym komuś powiedzieć, ale i tak nie znajdę żadnego z chłopaków. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do pokoju Zayna, w którym znajdują się wszystkie moje rzeczy. Łzy już same zaczęły spływać po mojej twarzy, bardziej z bezradności niż nasilającego się bólu. Nagle zauważyłam Liama ciągnącego w stronę swojego pokoju uśmiechniętą Danielle. Tak jakby Bóg zesłał mi ich na pomoc. Z początku chyba nawet mnie nie zauważyli, ale już po chwili dziewczyna spojrzała na mnie przestraszonym wzrokiem.
- Maxie, co się stało? - prawie krzyknęła podbiegając i klękając przede mną. Odgarnęła moje włosy z twarzy i dokładnie przyjrzała się ranie, a Liam stanął tuż za nią. - Matko, Liam biegnij po Zayna! - panikowała. Z natury taka była że często panikowała kiedy coś się komuś stało.
- Myślisz że go z najdę, poza tym i tak jest pijany. - odpowiedział brunet i kucnął obok swojej dziewczyny. - To tylko rozcięcie. - spojrzał na mnie jak jakiś lekarz.
- Tylko?! - wrzasnęła Dan - Jest cała w krwi, jedźmy do szpitala!
- Nie przesadzaj, przemyje się, opatrzy i będzie dobrze. - westchnął wstając.
- Rób co chcesz, ja jadę z nią do szpitala. - Danielle również wstała i wzięła mnie na swoje ręce. Widziałam tylko jak Liam przekręcił oczami i ruszył za nami. - Gdzie do cholery jest ten idiota?! - zbulwersowała się kiedy byliśmy już na dole.
- Tam. - wskazał palcem na Zayna, który namiętnie całował pewną chudą blondynkę. To było dziwne. Teraz słowa Lucy zaczynają być prawdziwe. Jest młody więc będzie rozglądał się za dziewczynami, to jest teraz ważniejsze od tego gdzie jestem i co się ze mną dzieje. Spojrzałam na niosącą mnie brunetkę w oczach której pojawiły się łzy. Nie wiedziałam czemu. - Co jest? - zapytał Li, który chyba też to zauważył.
- Nic, zostań tu, pojadę sama. -odwróciła się i szybko wybiegła ze mną na rękach z domu. Wsiadłyśmy do auta i ruszyliśmy. Nie wiedziałam co się dokładnie dzieje, czułam tylko ból i milion myśli cisnących się do mojej głowy. - Zaraz będzie wszystko dobrze kochanie. - mówiła z troską patrząc na drogę i łamiąc przepisy prędkości. Już po chwili zaparkowaliśmy przed budynkiem i Danielle zaniosła mnie do środka. Całość niebyła dość przyjemna, bo zaszywali mi ranę i długo lekarz o czymś mówił. Jak już było po wszystkim, nadal mnie bolało. Usiadłyśmy z Danielle w poczekalni i czekałyśmy jeszcze na jakieś papiery. Ułożyłam głowę na jej kolanach i skuliłam nogi.
- Nie chce tam wracać - szepnęłam przenosząc wzrok na jej twarz.
- Ja też. - odpowiedziała smutno, gładząc moje włosy. Widać było, że jest przybita i najchętniej popłakałaby się jak małe dziecko.
- Co się stało, że jesteś taka smutna? - spytałam podnosząc głowę.
- Kiedyś ci wszystko opowiem, ale jak na razie jest to tajemnica. - powiedziała lekko i sztucznie się uśmiechając. - Śpij Maxie, widzę że jesteś zmęczona. - pocałowała mnie w czoło i znów ułożyła moją głowę na jej kolanach. Nie myśląc już o niczym po prostu zasnęłam, w końcu był środek nocy.

*
Obudziłem się na kanapie o ósmej z ogromnym bólem głowy. Wczoraj nieźle imprezowaliśmy, nawet nie spodziewałem się że przyjdzie Perrie. Mało pamiętam, ale wiem że na pewno z nią rozmawiałem. Z trudem wstałem i rozejrzałem się. Wszystkie wazony jakie do tej pory mieliśmy były potłuczone, a cała reszta rozwalona po całym salonie i przedpokoju. Dobrze to to nie wyglądało. Chłopcy spali w różnych częściach domu, jedynie Liam który jak zwykle był trzeźwy leżał w swojej sypialni. Czasem mu tego zazdroszczę, ale z jednej strony głupio tak nie móc pić. Cóż, jak to mówi Paul; serce Liama jest tak duże że nie było miejsca dla drugiej nerki. Przypomniałem sobie o Maxine. Nie widziałem jej całą imprezę, z resztą nie miałem zbytnio jak. Pewnie cały czas siedziała na górze przed laptopem albo telewizorem jak to ona. Ruszyłem więc powolnym krokiem na górę, o mało nie przewróciłem się z powodu bólu głowy. Zajrzałem do swojego pokoju, ale nie znalazłem tam Maxie. Przeszedłem po wszystkich pokojach, ale nadal nic. Jednak kiedy znalazłem zakrwawiony ręcznik na podłodze w łazience, przestraszyłem się. W końcu to trochę dziwne.
- Liam widziałeś Maxie? - obudziłem spokojnie bruneta lekko nim trząść, on tylko mruknął coś po nosem i odwrócił się na drugi bok - Czyli? - dopytywałem nadal nad nim stojąc.
- Nie - warknął cicho żebym już sobie poszedł. Tak też uczyniłem. Zmieszany postanowiłem przywrócić resztę do życia. W końcu za 3 godziny każdy z nas musi być już spakowany i jedzie do domu na święta. Dość się cieszę, chociaż nie wiem czy wytrzymam te 4 godziny za kierownicą. Drzwi wejściowe otworzyły się i ujrzałem Danielle trzymającą na rękach Maxie. Ulżyło mi.
- Cześć, gdzie byłyście? - spytałem podchodząc do dziewczyny i całując ją w policzek. Na jej twarzy zamiast słodkiego uśmiechu pojawił się raczej smutek, a jej oczy były zaczerwienione od płaczu. Coś się stało? Na to pytanie nie znałem odpowiedzi i jak na razie nie chciałem zadręczać Dan tym pytaniem.
- Twoja jedyna i najukochańsza córeczka, którą tak bardzo podobno kochasz miała szyty łuk brwiowy. - powiedziała z pretensją po czym po prostu mnie ominęła i poszła do kuchni.
- Dlaczego się gniewasz? Mogłaś mi przecież powiedzieć wczoraj to ja bym pojechał z nią do szpitala. - poszedłem za nią rozkładając ręce.
- A sam nie mogłeś się zainteresować? Zostawiłeś ją na górze, a sam chlałeś ile wlezie! - wrzasnęła patrząc się na mnie złym wzrokiem.
- Dobrze przepraszam, popełniam błędy jak każdy. - wytłumaczyłem się i wyciągnąłem ręce chcąc wziąć do siebie Maxie jednak Danielle odeszła w bok.
- Jesteś ojcem, dojrzej w końcu! - znów krzyknęła - Maxine idź na górę. - zwróciła się do blondynki i puściła ją.
- Jak jechałaś do szpitala nie mogłaś mnie szybko znaleźć i powiedzieć że coś się stało? - zapytałem kiedy mała opuściła kuchnie.
- Nie nie mogłam. - prychnęła.
- Czemu? - przewróciłem oczami. Męczyła mnie ta kłótnia. Co jak co, ale Danielle nigdy taka dla mnie nie była. Nawet jeśli była zła.
- Bo całowałeś się z tą suką! - wrzasnęła mi prosto w twarz.
- Jesteś zazdrosna o Perrie? Przecież my nawet nie jesteśmy razem! - odkrzyknąłem na nią. Nawet jeśli czuje coś do Dan nie pozwolę jej obrażać Per.
- Widzę Zayn, że byłam tylko kolejną twoją zabawką, przed którą wszystko udawałeś! Zdradzałam przez ciebie Liama, bo myślałam że mówisz prawdę! Dupek z ciebie, powinni ci zabrać Maxie, jesteś beznadziejny! Nie zasługujesz na nią! - z jej oczu zaczęły płynąć łzy jak woda z wodospadu. Zatkało mnie. Płakała przeze mnie. Dziewczyna która po małej części była moja właśnie powiedziała mi jedne z najgorszych słów jakie kiedykolwiek ktoś mi powiedział.
- Jak to zdradzałaś Liama? - usłyszeliśmy i gwałtownie się odwróciliśmy. W wejściu od kuchni stał Niall z zaskoczoną miną. Danielle niewytrzymała, było słychać jej głośny płacz. Odwróciła się i pobiegła na górę. - Zayn o co chodzi? - blondyn spojrzał na mnie.
- Dużo się dzieje Niall,  siedź cicho, a kiedyś ci wszystko wytłumaczę. - odparłem i poszedłem na górę.
Wszystko zaczęło się walić, ranię wszystkich dookoła i zaniedbuje Maxie. Może naprawdę nie nadaje się na ojca? Ale nie mogę jej teraz zostawić. Wiem że mnie potrzebuje tak bardzo jak ja potrzebuje jej. Wszedłem na górę i udałem się do siebie. Zastałem Maxie siedzącą na łóżku i grającą na swoim Iphone.
- Maxiś. - powiedziałem czule i usiadłem na łóżku. Dziewczynka podniosła głowę i ujrzałem jej twarz. Może i nie była smutna, ale rana nad okiem nie wyglądała dobrze. Do tego roztargane włosy i zaczerwienione oczy. - Jest okej? - zapytałem trochę bezsensu, ale nie miałem pojęcia jak zacząć rozmowę.
- Tak. - odpowiedziała zwyczajnym tonem lekko kiwając głową.
- Tak bardzo cię przepraszam, obiecuje że teraz będę zawsze przy tobie i nie pozwolę żeby cokolwiek ci się stało. - odgarnąłem kosmyk jej włosów za ucho - Kocham cię najbardziej na świecie, bo mam tylko jedną taką małą dziewczynkę. - lekko się uśmiechnąłem, chcąc rozluźnić sytuację.
- Ja ciebie też kocham Zayn. - Maxie wtuliła się w mój brzuch tak mocno że zrobiło mi się ciepło w sercu. To było takie urocze z jej strony. Objąłem ją i posadziłem na swoich kolanach, po czym pocałowałem w czubek głowy. - Ale nie kłóć się z Danielle, to moja najlepsza przyjaciółka. - szepnęła spuszczając wzrok.
- Dobrze, ale po prostu czasem tak jest.. spróbuje ją przeprosić i wszystko będzie tak jak dawniej, obiecuje. - po raz kolejny pocałowałem jej głowę. Pozostałe 15 minut spędziliśmy przytulając się. Potrzebowałem teraz tej małej, choćby po to aby w końcu się zdecydować. Nie mogła jechać z Harrym. Całkowicie zmieniłem zdanie. Pojedzie ze mną i choć z trudem przedstawię ją rodzicom, będzie dobrze. Będzie naprawdę bardzo dobrze.
- Tak? - odebrałem dzwoniący telefon przykładając go sobie do ucha.
- Co powiesz żebyśmy po świętach wyjechali na tydzień do Włoch? Tylko we dwoje. - usłyszałem słodki głos Perrie po drugiej stronie. Zdziwiło mnie to pytanie, w końcu nie jesteśmy oficjalnie razem. Jednak propozycja była kusząca. Tylko co z Maxie..
- We dwoje? Wiesz..
- Nie mów że chcesz brać ze sobą tych przygłupów. - przerwała mi zirytowana. No tak, przecież jeszcze jej nie mówiłem nic o tym że jestem ojcem.
- Coś ty w życiu. - odpowiedziałem szybko - Świetny pomysł, zadzwonię potem, pa. - rozłączyłem się rzucając telefon na łóżko. No pięknie.

**
cześć <3 przepraszam że ten rozdział taki krótki, ale chce resztę historii zostawić na szósty :D zaczyna się rok szkolny i co do mojego bloga to bardzo dobrze. w ciągu roku szkolnego mam więcej czasu, bo raczej jestem w domu po szkole i mam czas na pisanie. przez wakacje strasznie zaniedbałam to opowiadanie. teraz będę częściej dawać rozdziały :> jeśli możecie to proszę polećcie mojego bloga! to dla mnie bardzo ważne :) tak samo jeśli czytasz to skomentuj, ale tylko raz, bo naprawdę denerwuje mnie to jak ktoś komentuje kilka razy.. dziękuje wam za wszytko <3 15 komentarzy i dodam następny.

piątek, 27 lipca 2012

Rozdział 4

Po długiej rozmowie z Zaynem udało namówić mi się go na to abym mogła odwiedzić kilka osób w sierocińcu. Poszłam tam sama, w końcu Londyn nie jest jakiś bardzo niebezpieczny. Nie mogłam już się doczekać kiedy zobaczę Hope i Lucy. Bardzo mi ich brakowało przez ostatnie dni. U chłopaków było całkiem dobrze. Okazało się, że chłopak z loczkami jednak nazywa się Harry, a Styles to jego nazwisko. Oprócz tego poznałam też Louisa, który zachowuje się zupełnie jak dziecko. Mieszkam u nich zaledwie dwa tygodnie, a już zrobiliśmy dużo głupich rzeczy razem. Chłopcy mają zespół, który nazywa się One Direction, są sławni od dwóch lat, a ja dopiero teraz coś o nich wiem. Nigdy nie słyszałam jak śpiewają razem. Jakoś mnie to nie zbyt obchodziło. Wolałam nie patrzeć na ich próby, bo cały czas się kłócili. Słyszałam tylko ich pojedyncze głosy dochodzące z łazienki, kiedy brali prysznic. Ja chodzę do nowej szkoły. Jest to szkoła muzyczna, bo Zayn tak bardzo pragnął abym grała na fortepianie. Nie mam nic przeciwko, ale też nie rwę się do nauki na tym instrumencie. Traktuje to jak obowiązek. Oprócz tego mam też lekcje śpiewu, których nie lubię. Według mnie te wszystkie ćwiczenia są po prostu bezsensu. Ale szkoła to szkoła i puki co to muszę do niej chodzić. Sierociniec był tylko kilka ulice dalej, a szło się bardzo przyjemnie. Biały śnieg sypał z nieba, osadzając się na moich włosach i kurtce. Zbliżały się święta i wszędzie było mnóstwo dekoracji z tym związanym. Dokładnie za tydzień wszyscy mieszkańcy Londynu mieli usiąść do wspólnego stołu, a potem rozpakować prezenty. Nigdy nie czułam magi świąt. Każde święta spędzaliśmy tak samo. Jedliśmy jakąś kolację przy dużym stole, potem śpiewaliśmy kolędy a na koniec każdy dostawał po czekoladzie jako prezent. Rozejrzałam się dokoła. Tak naprawdę wystarczyło że pociągnę klamkę i już znajdę się w sierocińcu. Weszłam do środka i podeszłam do okienka gdzie siedział portier.
- Jest Hope? - spytałam opierając się o blat.
- Nie, pojechała do rodziny w Sydney, wraca po świętach. - mruknął mężczyzna. Pokiwałam głową i odeszłam od niego. Ta wiadomość nie była najlepsza. Bardzo chciałam się z nią zobaczyć, a rozmowy telefoniczne już nam się znudziły. Była i jest moja przyjaciółką, chciałabym ją zobaczyć, pójść gdzieś z nią i dobrze się bawić. No cóż, wrócę tutaj po świętach.
Bez dalszych rozmyśleń ruszyłam w stronę pokoju Lucy. Tak jak myślałam właśnie tam była. O tej godzinie normalnie były zajęcia w świetlicy ale ona nigdy na nie nie przychodziła. Stanęłam w drzwiach jej pokoju.
- Cześć. - przywitałam się wesoło patrząc w jej stronę. Podeszłam bliżej i usiadłam na łóżku obok niej.
- Hej. - odparła z lekkim uśmiechem. - Dobrze, że przyszłaś.
- Czemu? - zapytałam poprawiając grzywkę - Jak u ciebie?
- Raczej źle, z resztą wiesz jak jest w tym sierocińcu. Masz szczęście że stąd wyszłaś. - pokiwała głową opierając się o ścianę.
- No, u Zayna jest zupełnie inaczej. Mogę sobie na wszystko pozwolić i ogólnie jest o wiele lepsza atmosfera..
- Mam do ciebie małą prośbę.. - spuściła głowę, ale potem znów spojrzała na mnie - Przyniosłabyś mi z pięć stówek? Bardzo potrzebuję tych pieniędzy.
- Okej.. - odparłam po krótkim zastanowieniu. - Tylko jak? - dodałam. W końcu mam swoje pieniądze, ale na koncie bankowym, z którego tak sama nie wezmę kasy.
- Weź od Zayna. - zaproponowała.
- On nie da mi tak po prostu tych pieniędzy. - skrzywiłam się. To, że Lucy chciała ode mnie pieniądze to nie było coś złego. W końcu każdy czasem potrzebuję pieniędzy.
- Zabierz z jego portfela, ma tyle kasy że nawet się nie zorientuje. - odpowiedziała stanowczym tonem. Może i miała rację.
- Dobrze, jutro ci je dam. - wstałam z łóżka nadal patrząc na Lucy.
- I gdybyś mogła to jeszcze paczkę papierosów .. - dodała. Kiwnęłam energicznie głową i wyszłam z jej pokoju, a następnie sierocińca.
Kierowałam się do domu po to aby wypełnić prośbę Lucy jak najszybciej, puki jeszcze chłopcy mieli próbę.

Weszłam do domu i otrzepałam się ze śniegu. Zdjęłam kurtkę i rzuciłam na podłogę tak jak to miałam w zwyczaju. Do kurtki dołączyła czapka oraz szalik. Szybko oddzielałam kurtki chłopaków od siebie aby znaleźć tą należącą do Zayna. Nie zajęło mi to dużo czasu. Rozpięłam kieszeń wyciągnęłam z niej paczkę fajek i portfel.
- Maxie, jesteś już? - usłyszałam głos mulata i jego wolne kroki w moją stronę. Nie odkrzyknęłam nic tylko zwinnie wyciągnęłam sumę pieniędzy o jaką prosiła mnie moja koleżanka. - Co robisz? - Zayn stanął obok mnie zanim zdążyłam schować portfel. - Co mi wyjęłaś? - zapytał uważnie się mi przyglądając nie wiedziałam co powiedzieć. Spuściłam tylko głowę, patrząc na moje buty. - Oddaj. - wyciągnął w moją stronę rękę czekając na jakąś reakcję z mojej strony. Po chwili położyłam na jego ręce pieniądze - Maxie, dlaczego to zrobiłaś? Jeśli coś chcesz to mi powiedz, kupie ci. Nie można kraść.. - mówił a ja nadal nie podniosłam głowy - To wszystko co wzięłaś? - pokręciłam głową i podałam mu paczkę papierosów. Czułam się okropnie. - Papierosy?! Myślałem, że mogę ci zaufać! Rozumiem że wzięłaś pieniądze, ale fajki? Po co ci one chyba nie palisz. - podniósł trochę ton. - Maxie, po co ci to?! - nie odpowiedziałam mu, bałam się go teraz. Bałam się tego, że się zdenerwował na mnie. - Co się dzieje słońce? - ukucnął przede mną podnosząc moją głowę i odgarniając mi włosy na uszy. Łzy zaczęły mi się cisnąć do oczu i naglę wybuchnęłam głośnym płaczem. - Ciii, ale nie płacz.. - Zayn przytulił mnie do siebie i pocałował w głowę.
- Bo to.. bo Lucy ona potrzebowała tego i prosiła mnie żebym jej przyniosła.. Mówiła żebym zabrała tobie bo nie zauważysz.. - wytłumaczyłam się co chwilę krztusząc się płaczem.
- Nie rób tak więcej, ona się wykorzystuje. - mocno mnie do siebie przytulał - Nie potrzebuje tych pieniędzy na coś dobrego, ona chce je mieć na jakieś złe rzeczy.
- Dobre, ale nie jesteś zły Zayn? - spytałam odchylając się lekko.
- Pewnie, że nie. Zapomnijmy o tym. - pocałował mnie w policzek. - Idź się pobaw, bo my z chłopcami ciężko pracujemy, a na jutro mam dla ciebie niespodziankę.
- Jaką? - uśmiechnęłam się lekko.
- Niespodzianka to niespodzianka. - wyszczerzył się i zniknął w głębi domu.

Wieczór spędziłam z Danielle. Stwierdziła, że musimy iść na zakupy i kupić mi jakąś ładną sukienkę na jutrzejszą okazję. Zupełnie nie wiedziałam o co chodzi, ale się zgodziłam. Chodziłyśmy po centrum chyba dwie godziny, aż w końcu wybrałyśmy. Była to błękitna sukienka do kolan z białą kokardką i paskiem. Wyglądała całkiem ładnie, do tego pasowała do moich blond włosów. Danielle również kupiła sobie jakąś czarną, krótką sukienkę z ćwiekami przy dekolcie. Potem postanowiłyśmy wejść na jakieś ciastko do restauracji. Fajnie było pogadać z Danielle tak bez chłopaków. Próbowałam dowiedzieć się gdzie jutro idziemy, ale nie chciała nic powiedzieć. Chociaż myślę że gdybym ją jeszcze pomęczyła to by mi zdradziła. Dowiedziałam się o niej dużo rzeczy. Dan jest tancerką i prowadzi w Londynie zajęcia tańca. Musi być na nich fajnie. Kiedy już zjadłyśmy udałyśmy się do paru sklepów, a około północy do domu.

*
- Umęczyłaś ją. - zaśmiałem się kiedy w progu zawitała Danielle ze śpiącą Maxine na rękach. Szybko ją od niej wziąłem widząc że jest jej ciężko z torbami. 
- Oj tam. - posłała mi ciepły uśmiech - A gdzie chłopcy, śpią? - zapytała rozglądając się po domu. Kiwnąłem głową. - Syf tu zrobiliście. - stwierdziła i podeszła bliżej składając namiętny pocałunek na moich ustach. Danielle całowała świetnie, nie znam nikogo lepszego od niej. - Ja też idę spać, jutro rano nie mogę z wami jechać. Paul po was przyjedzie i może zrobi wam coś do jedzenia.
- Mam taką nadzieję, dobranoc. - powiedziałem i skierowałem się z Maxine na górę. Nie miałem serca jej budzić więc ułożyłem ją na swoim łóżku, a sam poszedłem wziąć długi, zimny prysznic.

- Jak nie wstaniesz w tym momencie to będziesz biegał dookoła domu przez najbliższe trzy godziny! - obudził mnie groźny krzyk. Otworzyłem sklejone oczy i ujrzałem przed sobą groźną twarz Paula. Odruchowo odskoczyłem w bok, wyglądał okropniej niż zwykle. - Lepiej wstawaj, bo Tomlinson tak pyskował, że już biega. - zmrużył oczy i wyszedł. Wolałem żeby nic mi się nie stało, więc wstałem i udałem się do łazienki. Przygotowałem się na ciepły prysznic, ale kiedy jest u nas Paul i nie chcemy wstać zakręca nam ciepłą wodę, więc musiałem umyć się w lodowatej. Kiedy byłem już cały siny od zimna okryłem się ręcznikiem, ułożyłem włosy, umyłem zęby i poszedłem się odziać. Z dołu było słychać głośne dopingowanie Lou, który w ogóle nie przejęty biegał wokół domu, co chwila skacząc jak baletnica, ja go już nie rozumiem. Zszedłem do kuchni, gdzie siedział oczywiście Niall i zajadał się tostami z serem. Obok niego zauważyłem Maxine, która opierała się na rękach i co chwila zamykała oczy.
- Cześć kochanie. - przywitałem ją całując w głowę - Co jest? - spytałem odchodząc i wstawiając wodę na herbatę.
- Chce mi się spać, jeść i spać. - odpowiedziała ziewając - I Horan mnie wkurza.
- Niby czym? - zapytał zbulwersowany blondyn rzucając tostem o talerz. Pierwszy raz widziałem u niego taki brak szacunku do jedzenia.
- Mlaskasz jak krowa! - wrzasnęła niego, na co ten mlaskał jeszcze głośniej. - Idę spać, pa. - wstała i skierowała się na schody.
- Maxie, nie idziesz teraz spać. Chodź dam ci coś do jedzenia. - zwróciłem się do niej.
- Nie chce, idę. - mruknęła i poszła na górę.
- Chodź tu. - powiedziałem za nią, lecz nie dostałem odpowiedzi.
- Buntowniczka. - skomentował Niall. Spojrzałem na niego jak na idiotę i zalałem sobie herbatę. 
Za pół godziny mamy być na próbie przed dzisiejszą galą,  Louis biega w koło domu, Harry i Liam jedzą popcorn wspierając go, Niall jeszcze się nie najadł, Paul zaraz wymyśli coś okropnego, a ja nie mogę sobie poradzić z Maxine, pięknie. Zjadłem coś i wszyscy dostaliśmy pierwsze upomnienie. Zaczęliśmy powoli się szykować do wyjścia.
- Wstawaj, czeka nas dużo dobrej zabawy. - potrząsnąłem śpiącą Maxie, na co ona tylko zakryła się kołdrą cała. - Idziemy. - zdjąłem z niej pościel rzucając na podłogę.
- Nie chce, idźcie sami. - jęknęła zwijając się w kłębek. Może i wyglądała słodko, ale śpieszyło nam się.
- No już, bo pójdę po Harrego. - zagroziłem, ale jakoś to ją nie przejęło. Nie miałem już sił się kłócić, więc chwyciłem ją mocno i podniosłem wygodnie łapiąc ją na swoich rękach. Z początku chciała mi się wyrwać, ale w końcu ze mną nikt nie wygra.


*
Siedziałam na krześle przed ogromną sceną, tak to było moje zajęcie przez ostatnie trzy godziny. Chłopaki ciągle kręcili się w kółko, trochę śpiewali, tańczyli i wygłupiali się. Nie śmieszyło mnie to. Jakoś podchodziłam do tego wszystkiego obojętnie. Nie było z nami Danielle przez co się nudziłam jeszcze bardziej. Chłopaki raczej mało zwracali na mnie uwagę, nawet zapomnieli że nie dali mi śniadania. Myślę że gdybym sobie poszła to nawet by nie zauważyli. Dodatkowo w pomieszczeniu panował straszny chłód. Czułam się jak w lodówce, było okropnie. I to miała być niespodzianka? Nie wyglądała. Obracałam moim telefonem w palcach, to było najpożyteczniejsze co mogłam teraz robić. Wchodziłam co chwila na twittera patrząc czy nic się nie zmieniło. Założyłam sobie wczoraj konto, co prawda mało to jeszcze ogarniam. Ludzie pytają tam o mnóstwo rzeczy, a ja staram się każdemu odpisać. Jest to trudne, no ale głupio tak odpisać niektórym a niektórym nie. Poprawiłam na sobie kurtkę i zadrżałam z zimna. No tak, niedługo święta i to chyba normalne że jest zima, śnieg, mróz. Moje błagania w końcu zostały wysłuchane gdyż Horan kiwnął na mnie ręką, sygnalizując żebym poszła za nimi. Wstałam z miejsca i ruszyłam za pięcioma sylwetkami. Doszliśmy do garderoby gdzie oprócz chłopców było też kilka osób. Usiadłam na czerwonej kanapie, wszystkiemu się przyglądając. Po chwili jednak wstałam i podeszłam do wszystkich. Rozmawiali o jakiś głupotach, nawet ich nie rozumiałam. Stanęłam obok Zayna i się do niego lekko przytuliłam. Był taki ciepły, znaczy jego nogi były takie ciepłe. Jedyne co zrobił to objął mnie ręką i pogłaskał po włosach.
- No dobra, mamy dwie godziny, czas się szykować. - powiedziała blondynka, która o ile się nie mylę była stylistką. Spojrzałam pytająco na Zayna, szkoda że tego nie zauważył. Każdy z chłopców usiadł na jednym z krzeseł przy ogromnym lustrze. Zdziwiłam się kiedy jedna ze stylistek zaczęła nakładać na twarz Harrego puder, a druga zajęła się paznokciami Liama. To było dziwne, w końcu są chłopakami i się nie malują.
- Zayn, porobimy coś dzisiaj fajnego? Nudzi mi się. - wdrapałam się na kolana mojego opiekuna i wygodnie usiadłam.
- Dziś nie wracamy już do domu przecież. - uśmiechnął się odgarniając włosy z mojej twarzy - Będzie fajnie zobaczysz.
- Nie będzie - mruknęłam pod nosem i oparłam swoją głowę o klatkę piersiową Zayna. Leżałam tak na nim może z godzinę, dopóki styliska nie skończyła ustawiać mu fryzury i robić makijaż. Ta część dnia była chyba jak na razie najlepsza. Czułam takie wewnętrzne ciepło, takie uczucie posiadania kogoś ważnego. Zasnęłabym na nim gdyby nie te jego ciągłe ruchy. Czasem wydaje mi się że Zayn jest za bardzo ruchliwy, nie umie się nie ruszać. Kiedy chłopcy byli całkiem gotowi siedzieli na kanapie i nic nie robili, a stylistka zajęła się mną. Niezbyt ją rozumiałam, nie wiedziałam po co mi to wszystko. W trakcie przyszła Danielle. Nawet nie wiecie jak cieszyłam się na jej widok. Cały dzień z chłopcami to według mnie męczący dzień. Dużą trudność dziewczynie sprawiło rozczesanie moich włosów. Były tak długie, że często sama miałam problemy żeby dokładnie je rozczesać, a Zayn nigdy mi w tym nie pomagał. Dlatego najczęściej był w nieładzie, ale wcale nie wyglądało to strasznie. Kiedy skończyłam się drzeć oznaczało to to, że moje włosy są już gotowe. Najpierw zrobiono mi lekkie loczki, a potem spięto w lekkiego koczka. Pojedyncze loczki z niego wystawały. Do tego dopięli mi białego kwiatka. Ubrałam też moją sukienkę ze wczorajszych zakupów i buty. Wyglądałam ładnie, a nawet lepiej. Nigdy nie czułam się taka ładna i zadbana. Nigdy nie miałam sukienki, no może miałam jedną, ale tej nie dosięga ona do pięt. Jeśli sukienka ma pięty.
- Chodź księżniczko. - usłyszałam z ust Zayna. Co prawda często tak do mnie mówił, ale zdecydowanie teraz wyglądałam jak księżniczka. Podbiegłam do niego i mocno chwyciłam jego dłoń, tak żeby dzisiaj już jej nie puścił. Bałam się że znów będę musiała siedzieć sama, to by było nie fajne. Szliśmy w kierunku dla mnie nie znanym, ale słyszałam piski, krzyki i tego typu odgłosy. Danielle nie szła za nami, chyba jeszcze nie wyszła nawet z garderoby. Rozglądałam się po wszystkich stronach. Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie panował ogromny mróz, a krzyki się nasilały. W końcu ujrzałam szereg fotografów, ludzi pozujących do zdjęć przed ścianą z różnymi logami. Jakiś ochroniarz wskazał nam miejsce i stanęliśmy. Staliśmy tak bez najmniejszego celu, a około 500set dziennikarzy robiło nam zdjęcia. Nie czułam się dobrze. Wszystko było takie przytłaczające, a blask fleszy lekko mnie oślepiał. Coraz mocniej ściskałam dłoń czarnowłosego. Staliśmy w równym rządku, dopiero teraz zauważyłam że obok mnie znajduje się Louis. Złapałam również jego dłoń, na co spojrzał w moją stronę i szeroko się uśmiechnął, tak jakby mówił że jest dobrze i nic się nie dzieje. Przesuwaliśmy się dalej i dalej, aż w końcu podeszliśmy do ludzi z mikrofonami. Wtedy nie wiem jak, ale znalazłam się na rękach Harrego. Wystraszyłam się. Nienawidzę kiedy Harry podnosi mnie, przytula, wtedy wiem że nie będzie miało to końca. On jest po prostu nadopiekuńczy.
- Oh, One Direction! Pewnie zgarniecie dziś nagrodę! - pełen zachwytu odezwał się dziennikarz.
- Mamy taką nadzieję - pierwszy raz widziałam taką powagę u Louisa, niesamowite.
- A ta ślicznotka? Wszyscy na gali zastanawiają się kim jest wasza mała towarzyszka. - uśmiechnął się patrząc na mnie.
- Ona to.. - jęknął zakłopotany Zayn patrząc we wszystkie strony.
- Więc to było tak, że dostałem od fanów czekoladę, wpadła mi do doniczki, Liam jako że lubi kwiatki podlał nią no i wyrosła nam taka oto dziewoja, nie mamy co z nią zrobić, ona nawet nie mówi po angielsku, to skomplikowane. - powiedział Niall, tempem wyścigówki. Nie wiem co ten człowiek gada i nie sądzę też że jest on w jakimś stopniu inteligentny. Dalszej części wywiadu nie słuchałam bo byłam bardziej zajęta ogarnianiem wypowiedzi Horana.
Podeszliśmy jeszcze do kilku osób i udaliśmy się do ogromnej sali gdzie było mnóstwo ludzi. Przed krzesłami stała ogromna scena. Znaleźliśmy Danielle i usiedliśmy obok niej. Znów czekało mnie siedzenie w jednym miejscu, coraz bardziej mnie to drażni. Chłopaki za długo sobie nie posiedzieli, bo po jakiś 10 minutach od zaczęcia gali (tak to nazywa Harry) poszli gdzieś. Dan mówiła, że będą śpiewać. Wyobraziłam sobie tych przygłupów na tak wielkiej scenie i stwierdziłam że ten kto pozwolił im śpiewać jest szalony. Opierałam głowę o ramię brunetki, nawet nie myśląc jak jest mi zimno. Patrzyłam w jeden punk, którego nawet nie mogłam znaleźć. Nie dochodziły do mnie żadne słowa, jedyne co usłyszałam to głośne "One Direction" prowadzącego gali. Zapaliły się światła, zabrzmiała muzyka i na scenie pojawił się Liam, śpiewając nie do końca wesołą piosenkę. Potem wyszła cała reszta. Wyszło im całkiem dobrze. Chociaż niezbyt to do nich pasuje. Ta piosenka nadzwyczajnie była smutna, a oni tacy weseli. Kiedy skończyli wszyscy wstali i zaczęli bić im brawa. To na pewno fajne uczucie kiedy zrobisz coś i tylu osobą się spodoba. Chciałabym kiedyś zobaczyć jak to jest. Opadłam znów na krzesło czekając na powrót chłopców. Wrócili, potem znów poszli i wrócili i poszli.. Odbierali jakąś nagrodę. Tak naprawdę to znów zaczynało mi się strasznie nudzić.

Siedzieliśmy w jakimś klubie, gdzie było mnóstwo ludzi, głośna muzyka i wszyscy wrzeszczeli. Siedziałam z Liamem na kanapie przy naszym stoliku. Li jako jedyny nie imprezował tylko siedział i dzielnie mnie pilnował. Zayn oddał mi swoją marynarkę, żeby nie zamarzła. Coraz bardziej chciało mi się spać, nie umiałam utrzymać już powiek w górze.
- Chcesz iść już? - zapytał brunet patrząc na mnie. Kiwnęłam głową. Złapałam go za rękę i wyszliśmy. Wzięliśmy pierwszą taksówkę jaka tylko była i udaliśmy się do domu. Wreszcie. Myślałam że więcej nie wytrzymam. Ułożyłam głowę na Liamie i czekałam aż dotrzemy do celu. Nie trwało to długo, kierowca zatrzymał się i zażądał pieniędzy.Wysiedliśmy i weszliśmy do naszej posiadłości. Jak zawsze było w niej brudno, ale pachniało cytryną, bo w całym domu porozwieszane były zapachowe choinki. Udałam się na górę razem z Liamem do jego pokoju. Wstąpiłam do siebie, czyli do pokoju Zayna, żeby się umyć w przebrać w piżamę, a potem rzuciłam się na łóżko Li. Usiadł obok mnie z laptopem.
- Podoba ci się ten łańcuszek? - pokazał na srebrny naszyjnik z diamentowym serduszkiem.
- Jest śliczny, a co? - popatrzyłam na niego opierając się o bezgłowie łóżka.
- To dla Danielle, na przeprosiny. - odpowiedział zamykając laptopa i odkładając go na łóżko. - Śpij już, dobranoc skarbie.

**
miał być inny przepraszam.
ZAWIESZAM NA MIESIĄC, WYJEŻDŻAM. POKAŻCIE ŻE TU JESTEŚCIE I KOMENTUJCIE JAK DZIKIE :D

poniedziałek, 16 lipca 2012

Rozdział 3

- Twoja córka? Oszalałeś?! - odparł Harry podniesionym tonem marszcząc przy tym brwi. Siedzieliśmy wówczas na kanapie i się tłumaczyłem. Było dość ciężko, myślałem że chłopcy bardziej to zrozumieją i nie będą aż tak ostrzy. Po czasie jednak widziałem że tego nie rozumieją i jest im ciężko wbić sobie do głów że ośmioletnia dziewczynka zamieszka w naszym domu.
- Tak. - odpowiedziałem spokojnie i przeczesałem ręką włosy.
- I teraz wszyscy będziemy niańczyć dziecko, bo tobie wpadł jakiś głupi pomysł do głowy? - Louis popatrzył na mnie jak na skończonego idiotę.
- Następnym razem się zastanów co robisz. Ciekawe co pomyślą o nas media. - dołączył się Liam. Spodziewałbym się takich słów po każdym z nich, ale nie po Liamie. Nie po naszym Daddy Direction, nigdy.
- Już widzę te nagłówki - Harry machnął ręką w powietrzu tak jakby chciał coś zademonstrować - Chłopcy z One Direction jako niańki. - zacytował pusto.
- Ja się na to w zupełności nie piszę. - wzruszył ramionami Niall po czym wstał z kanapy i udał się do kuchni.
- Ja również, radź sobie sam. - Lou poklepał mnie po ramieniu. Chwilę potem oddalił się za blondynem, a dwójka pozostałych obdarowała mnie dziwnym spojrzeniem i również znikła. Poczułem się okropnie. Nie wyobrażałem sobie, że kiedykolwiek coś takiego usłyszę. Zawsze byliśmy przyjaciółmi, pomagaliśmy sobie a teraz mówią mi że mam sobie sam radzić. Co jak co, ale to bolało. Bardzo bolało. Zrezygnowany udałem się do swojej sypialni. Danielle bawiła się z Maxie u siebie w pokoju. Rzuciłem się na łóżko. Wszystko teraz wisi na włosku. Zastanawiałem się czy może powinienem oddać Maxine. Choć gdybym to zrobił urządziłbym jej dużo krzywdy. Poza tym nie mogę.. Przywiązałem się do niej, można powiedzieć że pokochałem ją. To bardzo dobre dziecko, w tym sierocińcu by się marnowało tylko. Boję się tylko że z taką pomocą u przyjaciół nie wytrzymam. Co prawda mam Danielle, ale ona pewnie będzie musiała wyjechać i zostanę sam.
- I co? - w moim pokoju pojawiła się brunetka. Przeniosłem na nią wzrok.
- Kazali mi radzić sobie samemu. - odpowiedziałem po czym znów spuściłem głowę.
- Że co do cholery?! - zapytała zdenerwowana - Idź do Maxie, pogadam z nimi sama. - pokręciła głową i rozwścieczona zbiegła na dół. Kiedy Danielle się wkurza to nie ma możliwości nie dostać od niej po twarzy. Wyobraziłem sobie co tam się może dziać przez co cicho się zaśmiałem. Powoli wstałem i udałem się do pokoju Dan gdzie siedziała Maxie i grała na laptopie.
- Cześć księżniczko. - pocałowałem ją w policzek kładąc się obok. Dziewczynka posłała mi lekki uśmiech, ale bardziej była chyba zainteresowana ekranem komputera niż mną.
- O hej! - odwróciła się w moją stronę z zaskoczeniem. Uśmiechnąłem się na widok jej wesołej twarzyczki. Odruchowo nacisnąłem na jej Iphona aby sprawdzić godzinę. Miała ten telefon już od dawna, w końcu w sierocińcu mogła kupować sobie rzeczy skoro miała kasę. Co prawda zdziwiła mnie tapeta. Mała Maxine stała na niej obok lekko schylającego się faceta. Wyglądał tak na 19 lat? Miał czarne włosy do ramion, które były mocno pocieniowane, dwa kolczyki w wardze, jeden w brwi i dwa duże tunele w uszach. Do tego jego ciało po prostu całe było w kolorowych tatuażach. Sam mam ich kilka i lubię je, ale nigdy bym sobie nie wytatuował całego ciała.
- Kto to ? - zapytałem brodą wskazując na ekran telefonu.
- To Kai, mój kuzyn. Jest cudowny, naprawdę go kocham, trudno znaleźć kogoś lepszego od niego! Chciałabym być taka jak on! - odparła z zachwytem. Zdziwiłem się.
- Oh, jesteś śliczna jak na razie nie rób sobie tatuaży i tuneli. - zaśmiałem się gładząc ręką jej włosy. - Mam nadzieję że kiedyś go poznam. - dziewczynka pokiwała głową i oparła swoją głowę o moje ramię.

*
- Nie wiem w tym momencie czy was nienawidzę czy tylko jestem na was zła. - zaczęłam wchodząc do kuchni, w której czwórka oszołomów spokojnie konsumowała lunch, tak jakby nigdy nic. - No tak, w ogóle nie rozumiecie o co mi chodzi. - dodałam kiedy spojrzeli na mnie niezrozumiałym wzrokiem. - Jak wy w ogóle możecie. Zayn to wasz przyjaciel. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Też się zdziwiłam, ale chce mu pomóc. Chce żeby było mu teraz łatwo. Spójrzcie na to z innej strony. Przecież on robi dobrze dla Maxine. Pomaga jej, to my też pomóżmy. 
- Maxine.. - zamyślił się Harry przeżuwając hot-doga. - Maxine Hardingstone? - spojrzał na mnie, pokiwałam głową.
- O kurcze ona jest nieśmiertelna! - krzyknął podekscytowany Lou - Ciekawe czy jak spadnie z wieżowca to przeżyje! 
- Louis! - uderzyłam go w tył głowy. 
- Ja tam uważam że to duch i będzie nas nawiedzać w nocy. - powiedział poważnym głosem naukowca Niall. Również dostał w głowę.
- Możecie iść przeprosić Zayna? Albo jakoś mu to wynagrodzić? - popatrzyłam na ich głupie miny - Wyobraźcie sobie że nagle to wam czwórka przyjaciół mówi że macie radzić sobie sami. - skończyłam. Stałam tam dobre 10 minut, a żaden z nich nawet się nie poruszył. Nic. - Liam ty też? - pokręciłam głową patrząc na mojego chłopaka. Nie odezwał się. Spuścił tylko wzrok. - Skoro tak to jesteście skończonymi idiotami. Zawiodłam się na was, z resztą nie tylko ja. - zdenerwowana opuściłam pomieszczenie i udałam się do swojego pokoju gdzie siedział Zayn z Maxie. Łzy podchodziły mi do oczu. Nie wiem co im się stało, ale wiem to że przegięli, ostro przegięli. Z płaczem wpadłam w ramiona, trochę zdezorientowanego Zayna. Od razu przytulił mnie do siebie i pocałował w głowę. To właśnie w nim było najlepsze, zrozumienie i empatia. Liam miał z tym kłopoty. Najpierw musiał się dowiedzieć o co chodzi a dopiero potem jakoś reagował. 
- Czemu płaczesz Danielle? - spytała Maxine uważnie mi się przyglądając. Z początku nie wiedziałam co jej powiedzieć.
- Długa historia. - powiedziałam ocierając łzy. Co prawda nadal byłam wtulona w Zayna.
- Nie płacz. - przytuliła się do mnie. Była cudowna, naprawdę świetna. W duszy się uśmiechnęłam, nawet nie wiedziałam że ośmioletnie dziecko tak dobrze może przywrócić radość.  


*
Przekręcałem się z boku na bok na wąskiej i mało wygodniej kanapie. Co prawda muszę się do tego przyzwyczaić, będę tu spał przez ostatnie kilka dni. Była trzecia w nocy, a myśli tak cisnęły mi się do głowy że za Chiny nie mogłem zasnąć. Dopiero teraz uświadomiłem sobie że będę musiał jeszcze o wszystkim powiedzieć moim rodzicom i siostrą. Trochę się boję ich reakcji, w ogóle nie wiem czego mam się spodziewać. Moje siostry są nieprzewidywalne. W jednej chwili mogą mnie zupełnie znienawidzić,  rodzice sam nie wiem.. Pewnie dadzą mi tysiąc wykładów, a do tego wcale nie będą zadowoleni. 
- Zayn, w twojej szafie cały czas coś się rusza. - usłyszałem nad sobą cichy szept. Zdezorientowany podniosłem głowę patrząc na wielkie oczy Maxie. Jej słowa trochę mnie rozbawiły, w końcu nie mam żadnego potwora w szafie.
- To tylko twoja wyobraźnia, idź spać bo jutro nie wstaniesz. - uśmiechnąłem się lekko.
- Danielle mówiła to samo, nie wierze wam. - rzuciła nadal nade mną stojąc.
- Jak nie zaśniesz to cię zaatakuje, więc lepiej idź spać. - westchnąłem przecierając oczy. Maxine stała tak jeszcze z minutę, a następnie, sam dokładnie nie wiem jak to zrobiła, ale położyła się obok mnie przytulając się do mojej ręki. Pokręciłem głową ze zrezygnowania. Szczerze to cała ta sytuacja trochę mnie rozśmieszała. Podniosłem delikatnie dziewczynkę i położyłem ją na swojej klatce piersiowej, dzięki temu miałem więcej miejsca i  pewność że jak zasnę to nie zrzucę jej na podłogę. Poza tym ważyła tak mało, że w ogóle mi nie przeszkadzała. Powoli gładziłem swoją dłonią po jej plecach, czekając aż zaśnie. Ja osobiście nie spałem przez całą noc, za bardzo wpatrzony byłem w moją maleńką córeczkę.

*
Obudziłam się na Zaynie. Spał tak zabawnie z otwartymi ustami i głową przechyloną lekko w bok. Zaśmiałam się pod nosem i lekko żeby go nie obudzić zeszłam na podłogę. Moim celem była kuchnia, wieczorem nic nie jadłam więc mój żołądek domagał się śniadania. Dziwne uczucie, bo w sierocińcu nigdy nie byłam głodna, kiedy widziałam tamtejsze jedzenie to czułam się przepełniona tak jakbym już nic w siebie nie mogła zmieścić. Była siódma i po domu nikt nie chodził. Z tego co wiem to mieszka tutaj też czwórka innych chłopaków, bo chyba mężczyznami ich nazwać nie można. Nie wydawali się mili, choć tak naprawdę to nie prowadziłam dialogu z żadnym z nich. Nawet nie znam dokładnie ich imion. Umiejętnie wdrapałam się na blat kuchenny i otworzyłam szafkę, w której znajdowała się nutella. Chwyciłam słoik i zamknęłam drzwiczki po czym odwróciłam się; O mało co nie dostałam zawału. Przede mną stał średniowysoki blondyn z miną oburzonego dziecka i warczał na mnie jak pies, dosłownie szczekał, chrumkał, nie wiadomo co jeszcze. 
- Nutella jest moja. - zmarszczył brwi po czym wyrwał mi z ręki słoik. 
- Nie? - bardziej oznajmiłam niż zapytałam i zabrałam mu obiekt naszej sprzeczki. Zeskoczyłam z blatu i odkręciłam pokrywkę. Włożyłam do słoika palec, nabierając na niego jak najwięcej czekolady i wsadziłam do ust. Chłopak wziął dużo powietrza do buzi, tak jakby się czegoś przestraszył.
- Zostaw! Zostaw! - wrzeszczał - Zostało jej tylko na dzisiejszą porcję! Jak mogłaś, szatan z ciebie! - darł się wniebogłosy. Spojrzałam do słoika i faktycznie : nic w nim już nie było oprócz śladów czekolady na ściankach. Wzruszyłam obojętnie ramionami i wyrzuciłam słoik do kosza. - Pożałujesz tego! Jeszcze zobaczysz, pamiętaj że niejaki Niall Horan tu mieszka! 
- Kto to Niall Horan? - zapytałam z kpiną w głosie. On naprawdę był nawiedzony.
- Ja jestem Niall Horan! I ty się jeszcze pytasz, przecież jestem sławny! - prawie wyrwał sobie włosy z głowy - Najpierw zjadłaś coś co kocham, a teraz sobie ze mnie żartujesz! 
- Co się tak drzesz? Ludzie chcą spać. - w kuchni pojawił się ziewający chłopak z burzą loków na głowię. 
- No bo ona zjadła mi nutelle i jeszcze się ze mnie śmieje! - naskarżył oburzony Niall (jak już wiem) pokazując na mnie palcem.
- Oj Horan, ciebie to nawet dziesięciolatka gasi. - zaśmiał się brunet nalewając sobie soku pomarańczowego do szklanki.
- Mam osiem lat. - wtrąciłam obserwując dwójkę chłopaków.
- Właśnie tak myślałem. - loczek puścił mi oczko. Skoro tak myślał to czemu tak nie powiedział? Oni naprawdę są dziwni i zaczynam się ich bać. Przyglądałam się każdemu z ich ruchów. Blondyn smutny robił sobie kanapkę z dżemem, a ten którego imienia jeszcze nie znam szukał czegoś po szafkach. - Chcesz coś zjeść? - zwrócił się do mnie z szerokim uśmiechem na ustach. Wydawał się milszy i normalniejszy od zdesperowanego Nialla. Pokiwałam głową na tak. - Mam nadzieję że lubisz jajecznicę, bo nic innego nie da się zrobić z tego co jest w naszym domu. - wspominając jajecznicę którą jadłam to nienawidzę, ale wierzę że może on gotuje lepiej, na pewno gotuje lepiej.. Drzwi od kuchni znów się otworzyły. Tym razem zobaczyłam szczęśliwą Danielle.
- Cześć Dan! - przywitał ją wesoło Niall jednocześnie z tym drugim. Dziewczyna totalnie ich olała i podeszła do mnie mocno mnie przytulając.
- Cześć słoneczko. - pocałowała mnie w policzek. Chłopaki trochę się skrzywili, ale wrócili do swoich zajęć. - I co? Było coś w szafie? - zapytała siadając na krześle i przyciągając mnie na swoje kolana.
- Nie wiem, spałam z Zaynem na dole. - odpowiedziałam pokazując szereg białych zębów.
- Hej wszystkim. - kolejny chłopak, tym razem z brązowymi włosami i znamieniem na szyi wszedł do kuchni.  Zanim złapał się za przeszukiwanie szafek, nachylił się nad Danielle z celem pocałowania ją w usta. Niezbyt zrozumiałam, ale Dan złapała go za koszulkę i odepchnęła. - O co ci chodzi? - rozłożył ręce z pretensją patrząc na dziewczynę.
- Nawet się nie pytaj. - mruknęła Danielle podciągając mnie wyżej.
- Ma okres. - stwierdził loczek odwracając się w naszą stronę i opierając o blat obok kuchenki.
- Zamknij się Styles! - krzyknęła rzucając w niego długopisem, który miała pod ręką. Czyli chłopak z loczkami ma na imię Styles, blondyn Niall to teraz jeszcze muszę dowiedzieć się imienia bruneta.
- Chcesz mi uszkodzić twarz?! Nasze fanki by cię znienawidziły! - zbulwersowany Styles wyciągnął sobie wplątany w jego loki długopis. Wyglądało to trochę śmiesznie, bo z początku miał duże problemy.
- Większego debila od ciebie nie widziałam. - powiedziała przekręcając oczami na co chłopak aż się zatrząsł.
- Gdybyś nie była dziewczyną, przywaliłbym ci! - odpowiedział zamaszyście kiwając głową.
- Ciekawe czym, skoro ty masz żelki zamiast rąk. - głośno wypuściła powietrze ze swoich ust. Styles chciał już jej dogryźć, ale do kuchni wkroczył Zayn.
- Co się tu pali? - popatrzył na wszystkich przeczesując swoje włosy - Naprawdę nie czujecie? Harry spójrz na swoją jajecznice głąbie. - westchnął, po czym uśmiechnął się do mnie i wziął mnie na swoje ręce.
- No nie! - usłyszeliśmy głos pięciolatka wychodzący z ust loczka. - Moja jajecznica! Ciekawe co teraz zjemy, nic nie ma w lodówce..
- Pójdę do sklepu! - zaproponował wesoło Niall unosząc palec do góry.
- Nie! - krzyknął Liam - Zanim zdecydujesz się czy kupić keczup ostry czy meksykański, i poczekasz na dostawę młodych ziemniaków to umrzemy z głodu. Poza tym nakupujesz tak dużo że się nie zabierzesz i będziesz przez kolejne 30 minut próbował dojść. - skończył, a obrażony Horan opadł na krzesło.

*
- Danielle, chodź pojedziemy w trójkę do restauracji. - zwróciłem się do brunetki, kołysząc na rękach umierającą już pewnie z głodu Maxine. Zdjąłem ją ze swoich rąk i kazałem iść się ubrać, sam już to zrobiłem. 
- Zaaaynnn. - Niall wyszczerzył się do mnie. 
- Właśnie Zaynnnnn. - przeciągnął Hazza stając obok niego. 
- Zayuś - dodał słodko Liam. Spojrzałem na nich jak na idiotów.
- Radźcie sobie sami. - wzruszyłem ramionami starając się ich wyminąć. Zrobiłem jedynie krok, a te trzy larwy uczepiły się moich nóg i zaczęły krzyczeć. - Zostawcie mnie. - mówiłem nadal bez emocji. Jednak nie przestali udawać dzieci z buszu i nadal kurczowo ściskali moje łydki.
- Przepraszamy, naprawdę przepraszamy! Pomożemy ci, będziemy odpowiedzialni i będziemy zajmować się Maxie, tylko zabierz nas na śniadanie! - błagali chórem. Musieli to wcześniej przećwiczyć, idioci. Ale z jednej strony moi idioci. Popatrzyłem na nich. Każdy z nich miał teraz minę kota ze shreka. Może i są tymi idiotami, ale są moimi idiotami. Muszę im dać kolejną szansę, w końcu śpiewamy razem w zespolę i resztę życia mam spędzić z nimi. 
- Dobra, wybaczam wam. - zaśmiałem się i rozłożyłem ręce, żebyśmy uczcili to wspólnym uściskiem. Co prawda nie był on długi, bo Horan od razu oderwał się i pobiegł do samochodu wrzeszcząc swoje ukochane słowo, czyli "Jedzenie". Liam i Harry pobiegli od razu za nim.

Siedzieliśmy w tej restauracji chyba 4 godziny. Niall cały czas brał dokładkę, bajerując przy tym kelnerkę. Szczerze to mieliśmy niezły ubaw z niego. Zamawianie kotletów z podwójną mizerią to u niego świetny podryw. Kiedy minęły już te cztery godziny zamówiliśmy też obiad, bo w końcu nie opłacało się wracać do domu i znów umierać z głodu, a była godzina można by powiedzieć że wcześnie obiadowa. U nas w domu jemy obiad o 13, a potem po prostu każdy sobie coś tam dojada. No chyba że zdarzy się tak że wstaniemy o 16 po ostrym melanżu. Nawet nie wiedziałem, że z Harrego jest taka opiekunka. Cały czas trzymał na swoich kolanach biedną Maxie, po której minie można było odczytać "zabierzcie mnie od niego". Opowiadał jej różne zmyślone historie z jego życia. Były naprawdę głupie, ale w końcu Harold to Harold. Liam zachowywał się dziwnie. Nic nie mówił, co chwila spoglądał tylko smutno na Danielle. Właśnie, brunetka za nic nie chciała się do niego odezwać, spojrzeć. Siedziała i smsowała, śmiała się z tego jak Maxine wyrywa się Harremu i od czasu do czasu coś tam powiedziała. Czas chyba mijał bardzo pozytywnie. Louisa z nami nie było. Chyba wiedział że w lodówce nic nie ma, więc wcześnie rano pojechał do Eleanor. Tak naprawdę nigdy nam jej nie przedstawił. Zawsze mówił że kiedy indziej, bo teraz nie ma czasu. Nigdy jej do nas nie zapraszał. Z tego wszystkie przypomniałem sobie że już niedługo święta. Ogólnie dzień przed Bożym Narodzeniem spędzamy razem, urządzamy sobie wspólną wigilię, również świętujemy urodziny Lou (dzień wcześniej), więc nasza wigilia wygląda komicznie. Potem rozjeżdżamy się do rodzin. Wigilia w naszym wydaniu jest naprawdę niesamowita.

- Mów do mnie "wujek", zawsze chciałem być wujkiem - powiedział rozpromieniony Harry przytulając do siebie, chyba setny raz, znudzoną Maxie. Siedzieliśmy przed telewizorem i oglądaliśmy jakąś durną komedię. Był już wieczór. Louis jeszcze nie wrócił, musi się dobrze bawić u tej całej Eleanor.
- Aha.. - mruknęła dziewczynka i już wyrwała się z rąk Hazzy, po czym ten znów ją złapał i przycisnął do siebie. Zaśmiałem się pod nosem, na co Maxie posłała mi groźną minę.
- Słodziutka taka jesteś, oh. - mówił loczek całując ją po głowię. Biedne dziecko, się tam męczy, ale będę czekał aż w końcu mu przywali i sobie pójdzie.
- Zayn, możemy na słówko? - zapytał Liam wskazując ręką na taras. Pokiwałem zdezorientowany głową i wstałem. O co mu może chodzić. Bałem się że dowiedział się o mnie i o Danielle. Ale raczej to nie możliwe, przecież jesteśmy mistrzami w ukrywaniu się. Założyłem kaptur na głowę i oparłem się o barierkę na tarasie czekając aż zaczniemy rozmowę.
- Nie będzie ci przeszkadzać? - spytałem wyciągając z kieszeni papierosa.
- Nie, nie. - jęknął, a ja odpaliłem fajkę - Wiesz.. chodzi mi o to, że ostatnio u mnie i u Dan jest gorzej.. Nie wiem zupełnie jak ją przeprosić. Cały czas się kłócimy, boję się o nasz związek.
- Kup jej coś, przeproś, zabierz gdzieś. - wzruszyłem ramionami zaciągając się.
- Co? Jak? I gdzie? - zadawał mi te pytania tak jakbym się na tym znał bardzo dobrze.
- Jakiś tam naszyjniczek, ciuszek, pierścioneczek, torebusię, bransoleteczkę, buciki .. - zacząłem wyliczać na palcach i mówić denerwującym tonem. - A tak to to restauracja, albo po prostu weź ją na zakupy i kup co będzie chciała. Od razu polepszy się jej humor.
- To takie zwykłe. - skrzywił się.
- No to zabierz ją kurcze na cmentarz. - westchnąłem nerwowo. - Daje ci takie dobre przykłady, a ty..
- To daj jeszcze jeden rozsądny. Gdzie ty byś zabrał swoją dziewczynę? - próbowałem w tym momencie nie myśleć o Danielle. W końcu nie była moją dziewczyną, ale czułem coś do niej. Rozmowa z Liamem o Dan naprawdę była dla mnie ciężka.
- Do zoo. - rzuciłem pierwsze co mi przyszło do głowy.
- Zoo? - zmarszczył brwi tak jakby nie dosłyszał tego co mówiłem - Skąd taki pomysł?
- Często chodziłem tam z Maxie. Dziewczyny kochają zwierzęta. - uśmiechnąłem się cwaniacko.
- Maxie ma osiem lat. - spojrzał na mnie jak na idiotę, a ja tylko się zaśmiałem. Rzuciłem papierosa na ziemie i zdejmując kaptur wszedłem do środka.

**
hej wam :3
dodaje ten rozdział, bo już nie chce go pisać i wolę wziąć się za kolejny. wiem, wiem, nie jest długi ani jakiś szokujący, ale pomimo to mam nadzieję że jakoś wam się spodoba :) w następnym planuję trochę więcej akcji i trochę ciekawiej. przypominam o pytaniach, naprawdę dzięki że na nie odpowiadacie bo dzięki temu wiem jak was zaskoczyć albo zadowolić! uwielbiam was xx chciałabym 15 komentarzy i będzie następny, chociaż i tak się pewnie po tygodniu ulituję. macie wakacje, rozumiem że wam się nie chce :p napiszcie chociaż kilka słów, to naprawdę motywuję. jak coś to już wyłączyłam kod, bo teraz sobie przypomniałam. możecie mi zadawać, pytania i polecać się tam na samej górze, wszystko jest do waszej dyspozycji.
jeśli chcecie być informowani lub pogadać to podajcie gg a się do was odezwę :)


Co w tym rozdziale najbardziej wam się podobało?
Zayn będzie dobrym opiekunem?

środa, 11 lipca 2012

Rozdział 2

Minął kolejny miesiąc, już za tydzień mam zamieszkać w nowym domu. Dziś jest zdecydowanie zimny dzień. Jak to w Londynie. Na całe szczęście nie pada, ale wieje zimny wiatr. Przełknęłam jakoś przez siebie dzisiejszą kolacje. Ja naprawdę nie wiem jak można tak okropnie gotować. Siedziałam teraz w swoim pokoju i jako, że mieliśmy czas wolny nudziłam się. Jeśli się nudzę to sufit staje się naprawdę bardzo interesujący. Zamiast zwykłej białej barwy, zmienia się w zachmurzone niebo, z którego ma zaraz spaść puszysty biały śnieg..
- Ej, Hardingstone. - usłyszałam czyjś głos i w szybkim tempie odwróciłam głowę w stronę drzwi. Stała tam Lucy, 15-letnia lokatorka sierocińca. Zawsze chodziła na czarno i była taka, no taka że wszyscy się jej bali. Kiwnęłam głową na znak, żeby weszła. Zrobiła to zamykając za sobą drzwi. - Adoptuje cię ten Zayn Malik? - zapytała siadając obok mnie na łóżku.
- Tak. - potwierdziłam i spojrzałam na nią nerwowo. Bałam się, że coś mi zrobi.
- Współczuje ci. - jej słowa bardzo mnie zdziwiły - Kilka lat temu też mnie zaadoptował taki młody facet. Myślał, że nadaje się na ojca, a wcale tak nie było. Mówię ci, marnowanie tylko nerwów. Na spotkaniach było okej, polubiłam go, ale kiedy mnie do siebie wziął już mi się nie podobało. Syf w domu, w ogóle się mną nie opiekował, a w dodatku nie miał żadnej dziewczyny i cały czas był zajęty szukaniem. Powiedziałam mu co myślę i mnie oddał. Nie kochał mnie, ale tacy już są ludzie.
- Zayn taki nie jest.. - pokręciłam głową, nie wierząc w to co mówi.
- Uwierz, że jest. Zależy mu na kasie, choć sam ma jej dużo. - odparła - Nie będzie miał dla ciebie czasu, przecież to piosenkarz, ma ważniejsze sprawy.
- Może i tak..
- A nie myślałaś o ucieczce stąd? - popatrzyła na mnie - Jesteś jedyną normalną osobą tu, znajdziemy sobie lepszy dom.
- Nie zastanawiałam się, to trochę bezsensu i tak nas złapią.. - powiedziałam cicho wszystko sobie obmyślając. Może ma racje? Zayn może nie mieć przecież czasu, a ucieczka stąd to całkiem dobry pomysł. Jak nas złapią to nic się nie stanie, przynajmniej będziemy próbować. - Choć wiesz.. To dobry pomysł.
- Świetnie, że się zgadzasz. - uśmiechnęła się - Jest ciemno, więc pakuj swoje rzeczy, uciekniemy teraz. Będę za 10 minut u ciebie, masz lepsze okno do ucieczki. - i zniknęła za drzwiami. Nie zastanawiałam się. Lucy to sprytna i odważna osoba, nic mi się z nią nie stanie. Wrzuciłam do plecaka moje najważniejsze rzeczy, a na szyi zapięłam złoty łańcuszek mamy. Lucy jak mówiła, była punktualnie. Plan był prosty, miałyśmy po prostu wyskoczyć z mojego okna, które było jakieś dwa metry nad ziemią. Najpierw skoczyła ona, potem ja. Szybko przeszłyśmy przez płot i biegłyśmy dalej. Nie miałam pojęcia gdzie. Pędziłam za szczupłą sylwetką Lucy jak najszybciej mogłam. Byłam oczywiście wolniejsza, ale nie aż tak bardzo. Lucy skręciła i pociągnęła moją rękę w krzaki, przez co upadłam na trawę obok niej. Schowałyśmy się za roślinami i głośno oddychałyśmy po ucieczce. Udało się, jak na razie. Przecież jutro się zorientują i na sto procent zaczną nas szukać. Nie myślałam o Zaynie. Wszystko było już mi obojętne. Wolę żyć sama, niż z kimś kto nie będzie mnie kochał i nie będzie mi poświęcał czasu.
- Chcesz? - spytała dziewczyna wyciągając w moją stronę papierosa.
- Nie.. ja nie pale.. - odpowiedziałam zakłopotana. Przecież mam tylko osiem lat i nawet nie wiem jak to się robi.
- No weź, to nic strasznego, zrelaksujesz się tylko. - zachęcała mnie. Wzięłam od niej fajkę i włożyłam ją do ust, a ona podpaliła i kazała mi się zaciągać. Początkowo krztusiłam się, ale potem było całkiem przyjemne. W końcu co w tym złego. Sądzę, że nic. Posiedziałyśmy jeszcze tam z pół godziny i ruszyłyśmy dalej, dokładnie nie wiem gdzie.

Minęło aż 5 dni naszej podróży. Kończą nam się pieniądze na jedzenie, jak i kryjówki. Lucy uważa, że musimy uciekać z Londynu. To jest dla nas niebezpiecznie, cała Anglia nas szuka. Plakatów jest mnóstwo, podobno mówią też w radiu i telewizji. Zaczynam bać się tych wszystkich konsekwencji. Przywiązałam się do Lucy. Mówimy sobie wszystko, jest jak starsza siostra. Prowadzi mnie jak to ona nazywa do "lepszego domu". Dla niej nic nie jest straszne. Jest kolejny zimny wieczór, a my po raz kolejny chowamy się na noc w krzakach. Nic się nie da zrobić żeby uzyskać ciepło, to jest najgorsze. Dzisiejsza noc zdecydowanie była najdłuższa. Nie mogłam spać z powodu głodu, teraz tęsknie za jedzeniem z sierocińca. Chciałam wracać, ale moja towarzyszka upierała się że nie mamy po co. Uważa , że nie przyjmą nas znowu w sierocińcu. Na pewno nas przyjmą, w końcu to nasz dom. Proponowałam też udanie się do Zayna, choć nie wiem gdzie on dokładnie mieszka. Zayn jest miły i nie powiedziałby im że uciekłyśmy do niego, choć pewnie się domyślają. Szczerze to możemy przecież powiedzieć że nas porwali, tylko potrzebujemy do tego porywacza.
Zwijałam się w kłębek, gdy nagle usłyszałam odgłosy radiowozu. Lucy w natychmiastowym tempie wstała wzięła swoje i moje rzeczy, chwyciła moją drobną dłoń po czy ciągnąc mnie zaczęła biec.
- Maxie, szybko! -  krzyczała, a ja próbowałam dorównać jej biegu. Ja rozglądałam się dookoła, a ona była raczej skupiona na tym aby jak najszybciej stąd się zmyć.
- Widzą nas, biegną. - powiedziałam oglądając się do tyłu. Trójka mięśniaków biegła za nami, wrzeszczeli coś. Dziwie się, że nie gonili nas autem. W pewnym momencie Lucy zatrzymała się i upadła, nie miała już siły ja stałam. Nie wiedziałam co zrobić. Policja była coraz bliżej..
- Maxie uciekaj! Ja nie mam siły, ale ty uciekaj! Nie daj się złapać! - chciała krzyczeć, ale zamiast krzyku wyszedł głośny szept. Spojrzałam na nią, a następnie na biegnących mężczyzn - Uciekaj do cholery! - wrzasnęła, a ja odwróciłam się i zaczęłam biec. Więzienie może być straszne przecież. Skręciłam w poboczną ulicę i wleciałam do jednego bloku na klatkę schodową. Nie był to dobry pomysł, bo tak naprawdę mają mnie teraz w pułapce. Ale może nie będą wiedzieli, że tu jetem, kto wie. Wbiegłam na samą górę i usiadłam w kącie przy drzwiach, głośno oddychając. Nie miałam siły na nic. Zastanowiłam się co z Lucy. Czy pójdzie do więzienia. Nie chciałam tego dla niej. Od początku wiedziałam że to wszystko to zły pomysł, mogłam się nie zgodzić. Zamknęłam oczy i próbowałam się uspokoić. Nigdy już nie zrobię takiego błędu. Wszystko dookoła mnie się trzęsło, tak mi się wydawało. Byłam osłabiona, z trudem łapałam kolejny wdech. Chciałabym być w domu. W prawdziwym domu, którego nigdy prawdopodobnie nie znajdę. Czasem myślę że u rodziców byłoby najlepiej. Marzę o poznaniu ich, o przytuleniu się do mamy i taty. Gdyby byli tutaj, byłabym najszczęśliwsza na świecie, mogłabym mieć wszystko, a co najważniejsze mogliby mnie kochać najbardziej na świecie, podobnie jak ja ich.
- Tu jesteś. - usłyszałam ten gruby głos i otworzyłam oczy. Przede mną stało dwóch policjantów. - Twoja koleżanka jedzie już na komisariat, ciebie też zapraszamy uciekinierko. - złapał mnie za rękę i wyprowadził z klatki bloku, na zewnątrz, gdzie wsiedliśmy do policyjnego auta. Bałam się. Gdybym miała tyle siły wyrwałabym się i zrobiła cokolwiek żeby tego wszystkiego uniknąć.

Siedziałam na jednym z krzeseł obok mojej przyjaciółki w komisariacie. Policjant chodzi w tą i z powrotem spoglądając na nas. Czułam się jak w jakimś filmie, było okropnie. Zaczęłam wszystkiego żałować.
- Wiecie co takiego zrobiłyście? - spytał stając - Naraziłyście się na śmierć! To było naprawdę niepoważne. Szukał was cały Londyn, każdy się martwił, nie mogłyście wrócić? Jest trzecia w nocy, teraz powinnyście smacznie spać w swoich łóżkach, tak samo jak przez ostatni pięć dni. - skończył z groźną miną, ale niespodziewanie ktoś mu przerwał.
- Maxie! - usłyszałam ciepły głos Zayna, a już po chwili byłam w jego ramionach. Nie spodziewałam się go tutaj, liczyłam że przyjdzie tylko dyrektorka i któraś z opiekunek. Poczułam ciepło w sercu, jak nigdy dotąd. Ktoś kogo znam jedynie od kilku miesięcy pomaga mi teraz ogarnąć to wszystko w okół mnie. Niepewnie objęłam go jedną ręką, a z oczu popłynęło mi kilka łez, które jak najszybciej chciałam ukryć chowając głowę w jego ramię.


*
Londyńskie wieczory są bardzo przyjemne, lubię je. A tym bardziej, że to już dziś, właśnie w tym momencie mam odebrać Maxie z sierocińca. Od dziś jest tylko i wyłącznie moja. Co prawda, po ostatnich wybrykach, trochę się boje. Wyjaśniliśmy wszystko, razem zadecydowaliśmy że po prostu o tym zapomnimy. Jak dla mnie to nawet dobry pomysł, choć i tak będę się bał że może jej coś wpaść głupiego do głowy. Pod sierocińcem Maxie żegnała się ze wszystkimi przez dość długi czas. Nie popędzałem jej, w końcu zaczyna nowe życie niech najpierw pożegna stare. Następnie podeszła do mnie z szerokim uśmiechem i ruszyliśmy do domu. Nie mówiłem o niej chłopakom, po prostu nie mogłem. Nie wyobrażam sobie ich reakcji. Wiem, że kiedyś się dowiedzą, ale jak na razie dom jest pusty, więc będę mógł przeciągać powiedzenie im o tym. Maxie też nie wie nic o chłopakach. Kiedyś pożałuje tych moich tajemnic i głupich decyzji. Była dość późna godzina, a po minie Maxine wywnioskowałem, że chce się jej spać. Pokazałem jej dom, w tym mój pokój, w którym aktualnie miała spać gdyż nie było dla niej pokoju, a ja sam będę spać na kanapie.
- Cześć. - usłyszałem za sobą gdy spokojnie nalewałem sobie pepsi do szklanki. Podskoczyłem ze strachu i jak poparzony odwróciłem się do osoby stojącą przede mną. Zawartość szklanki wylałem na swoją bluzkę, oczywiście przypadkowo. Na wprost mnie stała Danielle, której tu miało nie być. Czyżby mój plan pójdzie na marne. Dziewczyna słodko się zaśmiała po czym ręcznikiem papierowym otarła moją koszulkę.
- Co tu robisz? - zapytałem zdziwiony odkładając szkło na blat i uważnie przyglądając się twarzy Dan. Ta wyrzuciła papier do kosza i przeniosła wzrok na mnie.
- Zdaje się że mieszkam. - odparła - Wróciłam wcześniej, bo moja rodzinka wyjeżdża na tydzień do Francji. Nie chciałam się nudzić sama w domu, więc jestem tu. Ale to ci chyba nie przeszkadza? - przegryzła kusząco wargę, a ja przybliżyłem się do niej i położyłem swoje ręce na jej biodrach.
- Pewnie, że nie. - wyszeptałem do jej ucha, a następnie namiętnie pocałowałem ją w usta. Co prawda ja i Danielle nie byliśmy razem, ja jestem wolny, a Dan to dziewczyna Liama. Tak wiem, całuje się z dziewczyną mojego przyjaciela, ale nas od zawsze coś łączyło. Nie mogę się przy niej opanować. Nikt o tym nie wie, próbujemy to wszystko zachować w sekrecie. Momentami jest to trudne. W każdej wolnej chwili obmacujemy się na wszystkie sposoby, sądzę, że dzisiejsza noc również będzie należeć do nas.
- Zayn.. - prawie zapomniałem o Maxie. Dziewczynka pojawiła się w wejściu do kuchni uważnie na nas patrząc. Oderwaliśmy się od siebie. Mina Danielle musiała wyglądać teraz komicznie, ale wszystko działo się tak szybko że nie zdążyłem na nią spojrzeć.
- Kto to? - brunetka popatrzyła na mnie z lekkim przerażeniem w oczach. Teraz będę musiał się tłumaczyć, to będzie najgorsze. Wahałem się nad powiedzeniem prawdy czy skłamaniem. Sam nie wiem co byłoby lepsze.
- To Maxine, od dziś jest moją córką i mieszka z nami. - zdecydowałem się na prawdę. Spuściłem głowę i czekałem tylko aż dostanę ochrzan za to jaki jestem głupi.
- Co? Matko, co ci odbiło? To przecież dziecko, nim trzeba się opiekować. - nie krzyczała, mówiła. Danielle to spokojna osoba, kocham ją za to.
- Wiem. - tylko to udało mi się z siebie wyrzucić. Dziewczyna wolnym krokiem podeszła do Maxie, odgarnęła jej kosmyk włosów za ucho i uśmiechnęła się szeroko.
- No to witaj w rodzinie ślicznotko. - powiedziała po czym mocno ją do siebie przytuliła. Sam również się wyszczerzyłem, zrobiło mi się lżej. Chociaż jedna osoba mi pomoże. - Jestem Danielle, mieszkam tu, więc gdybyś tylko czegoś potrzebowała, to jestem do twojej dyspozycji.
- Chciałam się tylko napić.. - odpowiedziała zakłopotanym głosem ośmiolatka. Nalałem jej do szklanki wody i podałem. - Dziękuje. - odebrała ode mnie przedmiot, wypiła zawartość i odłożyła na blacie.
- Idź już spać, dobranoc słońce. - pocałowałem ją w czoło. Kiedy Maxie dość wesoło pobiegła na górę odwróciłem się do Dan. Stała nadal w szoku, a oczy miała zaszklone; sam nie wiedziałem czemu. - Płaczesz? - spytałem trochę niepewnie podchodząc bliżej.
- Nie, nie.. - jęknęła ocierając oczy - Po prostu za dużo na raz. To naprawdę szokujące, że postanowiłeś zaadoptować dziecko, nawet nam nic nie mówiąc. Po tobie nie można się niczego spodziewać Zayn. Oczywiście nie mam ci tego za złe, to chyba dobrze, że dajesz jej kolejną szansę na szczęśliwe życie, ale.. - zrobiła pauzę i popatrzyła mi w oczy - będziesz musiał się nią opiekować, masz zespół, w okół jest tyle fotografów, jak ty chcesz to wszystko ogarnąć?
- Eh.. dam sobie radę. - westchnąłem zrezygnowany - To też nie była taka moja pewna decyzja, można powiedzieć że wszystko stało się przypadkiem. - dziewczyna posłała mi pytające spojrzenie, jakby oczekiwała wytłumaczenia - Gdy graliśmy koncert w szkole i poszedłem po jedzenie dla Nialla to zderzyłem się z nią na korytarzu. Upadła, myślałem że nie żyje, więc zabrałem ją do szpitala. Obudziła się jak jeszcze nie dojechaliśmy, powiedziała mi kim jest, bała się mnie. Odwiozłem ją do sierocińca, mówiła że tam mieszka. Jej opiekunka nie zbyt mnie zrozumiała, albo to ja za dużo powiedziałem i namówiła mnie na wzięcie jej do siebie. Adopcja trwała jakieś trzy miesiące, kiedy znikałem z domu to właśnie wtedy spędzałem czas z Maxie. Ta niby siostra fanki z placu zabaw to właśnie ona. Jest mi głupio że tak was okłamywałem, ale bałem się powiedzieć. Poza tym.. to właśnie ona i jej koleżanka uciekły z sierocińca..
- Ona to Maxine Hardingstone? - Danielle otworzyła oczy jak najszerzej mogła, a usta przykryła ręką. Pokiwałem głową. - Dobra, rozumiem cię i postaram się cię wspierać. Tylko jej nie skrzywdź, jest jeszcze malutka. - puściła mi oczko. - Chodźmy spać, za dużo informacji na dzisiaj kocie ty mój. - pocałowała mnie w usta, po czym razem udaliśmy się do jej sypialni.

Obudził mnie powiew zimnego wiatru wpadający przez okno. Nie powinno mnie to zdziwić, w końcu mamy 2 grudzień. Zaczyna się robić naprawdę chłodno, z resztą w Londynie raczej nigdy nie jest gorąco. Danielle nie było koło mnie, pomyślałem że robi już śniadanie. Lubiłem spać długo i każdy z domowników o tym wiedział. Wolnym krokiem wstałem z łóżka i wciągając na bokserki jakieś sportowe spodenki zszedłem na dół. Widok który tam zastałem wywołał na mojej twarzy szeroki uśmiech, poczułem że nie jestem sam. Maxie siedziała na kolanach Danielle i razem śmiały się. Widać było że znalazły wspólny język.
- Zayn! - krzyknęła radośnie ośmiolatka i z wielkim uśmiechem przytuliła się do mnie. Jeśli mam być tak witany codziennie, to życie jest piękne. Pogładziłem ręką włosy Maxie, po czym pocałowałem ją w głowę.
- Szlachta przybyła, plebs może się kłaniać! - usłyszeliśmy wesoły krzyk Horana wpadającego do domu, a zaraz po nim piski całej reszty. Wiedziałem, że będę się musiał teraz szykować na porządną rozmowę.

*
co sądzicie? według mnie krótki dość, ale do tego bloga trochę bardziej się przykładam :) szkoda że jest tak mało komentarzy, ale wybaczę wam to bo ten blog dopiero się rozwija ;p
chciałabym 15 komentarzy i to naprawdę nie jest dużo, bo znacie mnie z poprzednich blogów (jak mówiłam) poza tym im więcej komentarzy tym mam większą motywację. pod każdym postem będzie pytanie lub kilka pytań, chciałabym żebyście na nie odpowiadali :D

Jak zareagują chłopcy?
Jak chciałbyś żeby zareagowali?

środa, 20 czerwca 2012

Rozdział 1

Panuje jesień. Jesień jest spoko, kompletnie nic do niej nie mam. Podobają mi się te neutralne dni, ciepłe kolory. To jak najbardziej wpada w mój gust. Suche liście w prześlicznych barwach tak fajnie kruszą się po nadepnięciu. Można powiedzieć że ta pora roku jest piękna. Lecz zupełnie nie rozumiem ludzi. Dlaczego kryją się przed wiatrem i deszczem. To wszystko jest naturalne, w takiej ilości nigdy nas nie zabije. Dobrze jest czasem zostać zmoczonym przez deszcz, wiatr we włosach to wielka przyjemność. Można poczuć się jak w innym świecie. Świat.. tak dużo przez to można sobie wyobrazić. Chciałabym żyć sama na tej planecie. Czemu każdy człowiek nie może mieć własnej planety? Było by łatwiej. Tak jest trudno, aż za trudno. Ludzie martwią się o każdy dzień, zamiast cieszyć się tym dobrem, które teraz posiadają. Niech kreują własny, lepszy świat. Zapomną o innych ludziach, o problemach, których jest co niemiara. Nie mogą się poddawać. Zawsze trzeba słuchać samego siebie, w żadnym calu serca. Serce nie umie wybierać innych rzeczy niż miłość. Często jest to nieszczęśliwa miłość, w końcu jaki człowiek wziął ślub ze swoją pierwszą miłością, a następnie byli razem aż do śmierci? Byli tak blisko że musieli pochować ich razem, gdyż (przyznajmy) kobieta zmarła, a mężczyzna nie mógł żyć dalej z tęsknoty i się zabił? To jest idealne życie, którego nie ma tak naprawdę. Ale co ja mogę wiedzieć o miłości, mam tylko osiem lat. Osiem lat, wille, dwa hotele, wyspę i kupę forsy, ale co z tego skoro mieszkam w sierocińcu. Możecie uznać to za głupie, ale takie jest życie. Codziennie próbuje cię przewrócić, strzelając ci kolejną kulę w głowę. Oprócz tego wszystkiego mam też oczy taty. To chyba mój największy skarb. Oh, ile bym dała aby poznać tamtą dwójkę.. Szczęśliwą dwójkę. Moi rodzice, jak wynika z opowieści różnych ludzi, byli bardzo bogaci i szczęśliwi. Nie szczęśliwi z pieniędzy, ale z wspólnego życia. Znał ich każdy w Londynie, co trochę naruszało ich prywatność, ale i tak się kochali. Wytrzymali ze sobą aż do śmierci. Z pamiętników mojej rodzicielki wynika, że poznali się piętnastego maja w przedszkolu. Potem chodzili razem do szkoły, jak i na studia. Pobrali się, założyli własną firmę i tak zostali bardzo, a to bardzo bogaci. Życie jak z bajki szybko się kończy. Nawet nie zdążyłam ich dobrze poznać. Pamiętam tylko te pamiętne oczy taty i krótkie blond włosy mamy. Z resztą ja też mam blond włosy, tyle że moje włosy są naprawdę długie.

Kolejny dzień przynosi kolejne przygody. Dziś nie mogło być inaczej. Ostatni dzień tygodnia, dla wielu najlepszy - mianowicie piątek. W sierocińcu wszystko wygląda inaczej. Czy chcesz czy nie musisz wstać o 8:00. To jest obowiązek, nawet jeśli jesteś chory - wstajesz. Wyobrażacie sobie pewnie szereg białych łóżek. Nie, nie. Tu, u nas, każdy miał pokój z jedną osobą. Było to lepsze rozwiązanie. Mógł go sobie urządzić jak chciał, znaczy jeśli chodzi o np. obrazki, plakaty i różne dodatki. Na meble nie miał wpływu. Wszędzie były te same drewniane meble. Ja że byłam tam niezłą szychą miałam osobny pokój. Był on w jasnym odcieniu zieleni. Nad drewnianym łóżkiem, okno, a po prawo od okna szafa. Przy ścianie stało jedno łóżko z białą pościelą. Jedynym słowem nic specjalnego. Kiedy usłyszałam tylko dzwonek znaczyło to że ósma wybiła. Szybko wstałam, żeby uniknąć wizyty, któregoś z opiekunów w moim pokoju. Fakt faktem, że byli okropni. No może oprócz Hope. Osiemnastolatka, która zgłosiła się na wolontariusza z powodu swojego ojca - on zawsze chciał żeby robiła coś co pomagało by innym. Postanowiła tę prośbę wypełnić i można powiedzieć że jest moją jedyną przyjaciółką. Założyłam na siebie mój mundurek, wystarczyło tylko zapiąć spódnice i jestem gotowa. Przeczesując włosy poszłam na śniadanie. Tu nie ma dobrego jedzenia. Jest takie które jakoś przejdzie ci przez gardło i takie którego zarówno smak jak zapach zapamiętasz na długie lata. Nasypałam sobie granulowaną herbatę do kubka. Nie zamierzałam zalewać jej wodą, na sucho jest lepsza. Hope zawsze mówi mi że to niezdrowe. Dziś do jedzenia, albo i nie była jajecznica. Wyglądała okropnie dlatego zakryłam jedną ręką oczy, a drugą jadłam. Wyglądało to komicznie, ale zdanie innych mało mnie obchodzi. W końcu co z tego, że ktoś źle o tobie myśli? Ważne żebyś ty wiedział swoje. Każde dziecko na sali dostało drugie śniadanie i małą grupą poszliśmy do szkoły. Do mojej szkoły oprócz mnie chodziło tylko pięć osób z sierocińca. Byłam przygotowana na wyczerpujące lekcje, szczerze to nawet lubiłam się uczyć. Okazało się, że zamiast dwóch pierwszych lekcji jest koncert i mała niespodzianka od jakiegoś tam zespołu. Zawiodłam się. Nie lubię jak coś organizują w naszej szkole, zazwyczaj jest to lipne i beznadziejne. 

*
Jako jeden z członków One Direction zostałem wysłany po jedzenie dla Nialla. Normalka, zawsze wybierają mnie gdyż tylko ja nie jestem aż tak leniwy żeby ruszyć się do sklepu. Pomijając to że za minutę występujemy na scenie, a ja mam jeszcze do przejścia pół szkoły, było dobrze. Nie lubię tych koncertów w szkole, są nudne. Rozwrzeszczani uczniowie i co chwila uciszający ich nauczyciele. Sądzę, że mało jest w tym sensu. W dodatku musimy przeznaczyć na tą szkołę pieniądze, a przecież ona wygląda jak nowa. Czysto, ładnie, nowocześnie. Dlaczego nie gramy dla schronisk? Albo dla nowej komunikacji miejskiej, która naprawdę mnie przeraża. Choć przecież jestem Zayn Malik, ten sławny, dlaczego jeżdżę komunikacją miejską skoro mam jedno z najdroższych aut na świecie? Czasem siebie nie rozgryzam. Z sali dochodziły już krzyki, zbliżałem się..
- Matko przepraszam! - wyrwałem się z rozmyśleń kiedy poczułem, że się z kimś zderzam. Nie zauważyłem przed sobą nikogo, jednak na podłodze leżała blada dziewczynka. - Boże.. żyjesz? - zapytałem, ale po dłuższej ciszy lekko nią szarpnąłem. Kurcze, zabiłem ją - przeszło mi przez myśl. Bez zastanowienia wziąłem ją na ręce i wybiegłem z budynku tylnym wyjściem. Położyłem ją z tyłu mojego auta, czułem się jak prawdziwy porywać, ale mniejsza. Sam wsiadłem za kółko i nacisnąłem pedał gazu. Mam nadzieję, że ona tylko zemdlała. Na pewno zemdlała Zayn, na pewno, przecież jej nie zabiłeś. Krążyło mi w myślach. Jechałem bardzo szybko co chwila oglądając się do tyłu czy przypadkiem moja ofiara się nie obudziła. Szpital był całkiem daleko.. powinni robić więcej szpitali.
- Ała .. - usłyszałem i zatrzymałem się przy drodze. Dziewczynka podniosła się i złapała się za głowę. - Gdzie jestem? - spytała i rozejrzała się po całym aucie. - Kim jesteś?! Został mnie! - przestraszona pisnęła i odskoczyła w bok. Strach, aż świecił się w jej oczach. Zaśmiałem się pod nosem.
- Spokojnie, wpadłem na ciebie, na korytarzu. Zemdlałaś, wiozłem cię do szpitala. - uśmiechnąłem się lekko - Chcesz się napić wody? - zapytałem wyciągając butelkę, ale dziewczynka pokręciła głową. - Dobrzee.. odwiozę cię do domu .. Jak się nazywasz? - uniosłem brwi i czekałem na odpowiedź. Wiedziałem że mój telefon cały czas wibruje przez to, że ktoś próbuje się teraz dodzwonić.
- Maxine Hardingstone. - odpowiedziała krótko próbując usiąść jak najdalej mnie.
- Co? - wytrzeszczyłem oczy. Mam właśnie przyjemność rozmawiać z najbogatszym dzieckiem na świecie, z nieśmiertelnym dzieckiem.. - Wow, nie wiedziałem że cię kiedyś spotka.. To duży zaszczyt. Gdzie mieszkasz? Pewnie jakiś duży dom..
- Sierociniec, King Street 136. - przerwała mi i odwróciła głowę, a ja zdziwiony ruszyłem. Dlaczego w sierocińcu? Nie zastanawiając się dalej i nie męcząc jej pytaniami po prostu jechałem do wyznaczonego miejsca. W aucie panowała grobowa atmosfera. Słychać było tylko głośny oddech dziewczyny i cichą muzykę z radia. King Street na całe szczęście było bardzo blisko i szybko dojechaliśmy. Wypuściłem Maxine z pojazdu i razem skierowaliśmy się do budynku. Z zewnątrz nie było tak źle, kolorowe mury, nowe okna i ładne drzwi. Ale wszystko co ładne chowa w sobie potworne tajemnice. W środku było raczej ponuro i nudno, czuć pustkę. Już przy samych drzwiach stała młoda dziewczyna, opiekunka.
- Maxie, idź do siebie. Zaraz przyjdę. - zwróciła się do dziewczynki, a tamta wykonała jej prośbę. Następnie podeszła do mnie.
- Dzień dobry, Zayn Malik. - przywitałem się podając dłoń. - Ja.. zaraz wytłumaczę..
- Ja Hope. Rozumiem, spokojnie i bez nerwów. - cicho się zaśmiała, a ja odwzajemniłem to uśmiechem i powoli się uspokoiłem.
- Gram koncert wraz z zespołem w szkole i jeszcze przed nim wpadłem niechcący na Maxine.. zemdlała więc chciałem zawieść ją do szpitala ale obudziła się w trakcie drogi. - powiedziałem na jednym oddechu, a następnie głośno westchnąłem.
- Dobrze, pewnie bał się że uszkodził pan coś tak małego i kruchego. - po raz kolejny słodko się zaśmiała.
- Tak .. i tak bogatego. - kiwnąłem głową. - Czemu ona w ogóle tu jest? W sierocińcu.
- Tak zdecydował sąd, twierdził że rodzina mogła wykorzystać majątek jej rodziców.. Teraz czekamy aż ktoś ją zaadoptuje, ale musi to być odpowiednia osoba. Bardzo bym tego dla niej chciała, to świetne dziecko. Szkoda tylko że tak bardzo się wszystkiego boi, nowe kontakty ją przerażają. Ale jakby kogoś poznała to taka by nie była.. Wierze że kiedyś znajdzie kochający dom, ale siedzi już tu osiem lat..
- Ja ją mogę wziąć. - przerwałem jej i po chwili dopiero zorientowałem, że powiedziałem coś bardzo głupiego. Ja i dziecko? Nie lubie dzieci, nie mam doświadczenia. Już chciałem odmówić, ale gdy Hope spojrzała na mnie tymi swoimi fiołkowymi oczyma zamarłem.
- Naprawdę?! - w jej głosie można było usłyszeć radość - O matko, masz chwile czasu? Wiesz musisz iść na rozmowę z dyrektorem!
- No .. mam.- wzruszyłem ramionami, chłopcy i tak zaczęli już na pewno beze mnie. Rozradowana osiemnastolatka pociągnęła mnie do pokoju kierownika. Robię teraz jeden z największych błędów w swoim życiu, ale mam nadzieje że jakoś się wyplączę. W końcu jak odmówię zmartwię Hope.. Oh Zayn ,te twoje głupie uczucia.
Wszedłem do pomieszczenia gdzie przywitał mnie starszy pan w garniturze. Kulturalnie się przedstawiłem i usiadłem na przeciwko. Cały się trząsłem, nie wiedziałem jak się z tego wymigać. Może po prostu spróbować? Wszyscy wezmą mnie za wariata, ale skoro się zgłosiłem, czemu nie? Będzie ciekawie, choć bycie ojcem w tej chwili przeraża mnie.
- Chciałby pan adoptować Maxine? - zapytał dla upewnienia przeglądając jakieś papiery, zdecydowanie czegoś szukał.
- T.. tak. - mruknąłem niepewnie i przeczesałem włosy.
- W jej przypadku to trudne, takie dziecko nie pójdzie w pierwsze lepsze ręce. Pan jest młody, ale wydaje się dobrym człowiekiem. A poza tym moja córka uwielbia pana. - zaśmiał się - Proces adopcji może trwać nawet kilka miesięcy. Ustalimy termin, w który któryś z pracowników przyjdzie obejrzeć pański dom, oprócz tego musi pan się trochę zaprzyjaźnić z Maxie. - skończył, a ja skinąłem głową. - I przypominam że bycie tatą to wielki obowiązek.
- Wiem. - odparłem - To pojutrze zapraszam. - wybrałem ten termin ze względu na to, że wszyscy chłopcy wyjeżdżają do rodziny, nie chce im mówić o tym całym zamieszaniu. Wezmą mnie za idiotę. W końcu dziecko w naszym domu to mega okropny pomysł.
Kierownik podziękował mi kazał wracać do domu. Oczywiście musiałem pojechać na koncert żeby dostać od chłopaków niezły opieprz.

*
Dziś jest wtorek, bardzo nie lubię tego dnia. W porównaniu z poniedziałkiem jest trochę fajniejszy, ale i tak go nie lubię. Można powiedzieć, że życie zaczęło się do mnie uśmiechać. Choć sama nie wiem czy dobrze że adoptuje mnie o 11 lat starszy ode mnie facet, a raczej gwiazdor, który o mało co nie rozbił mi głowy uderzając swoją klatą we mnie. Z niejakim Zaynem widziałam się raz. Wczoraj o czternastej zabrał mnie na obiad. To akurat był strzał w dziesiątkę, nigdy nie jadłam w restauracji i nigdy nie jadłam czegoś tak pysznego. Może to dziwne, ale podobało mi się to wyjście na obiad. Dziś, również o czternastej gdzieś mnie zabiera. Mam nadzieję że zjem coś dobrego, bo w dzisiejszym lunchu zdecydowanie coś się ruszało. Choć wątpię żeby jakiś obrzydliwy robak chciał żyć w takiej papce, którą kucharki potocznie nazywały ryżem z mięsem. One mają chyba serca ze stali, widzą smutne miny dzieci na widok posiłku i jeszcze nie nauczyły się porządnie gotować.
- Xyśka, Zayn już na ciebie czeka chodź rzesz. - usłyszałam radosny głos Hope. Stwierdzam że cieszyła się na wieść o tym że ktoś chce mnie wziąć. Mam nadzieję że cieszyła się że będę mieć normalny dom, a nie z tego że mnie tu nie będzie. Będę za nią tęsknić, jest moją przyjaciółką, nigdzie takiej nie znajdę.
- Już idę. - odpowiedziałam i z grobową miną wstałam z łóżka kierując się w stronę drzwi przy których czekał na mnie mój przyszły opiekun. Nie podchodziłam do tego wszystkiego dobrze. Raczej nie chciałam chodzić na te spotkania i nie chciałam opuszczać sierocińca. Nie znam Zayna na tyle dobrze żeby mu zaufać. Tak wiem, to nie ma sensu w końcu nie chce chodzić na spotkania na których mam go poznać.. 
- Cześć, jak tam? - powiedział Zayn przytulając mnie do siebie. Na całe szczęście szybko odstawił mnie na miejsce. Wzruszyłam ramionami i pociągnęłam za klamkę od drzwi i wyszłam, a zaraz za mną chłopak. - Czemu nigdy nie chcesz rozmawiać? Za jakiś miesiąc będziemy razem mieszkać. - lekko się uśmiechnął.
- Mam gorszy dzień, nie przejmuj się. - odwzajemniłam uśmiech, ale tak bardziej od niechcenia. - Gdzie dziś idziemy?
- Nie mam za dużych planów, możesz wybrać sobie dowolne miejsce, które oczywiście znajduje się w Londynie. - odparł , a ja zaczęłam myśleć. Nie znałam dobrze Londynu, więc sama nie wiedziałam gdzie chce iść. - Może na plac zabaw? - zapytał po chwili Zayn widząc że nie mogę na nic się zdecydować. Kiwnęłam wesoło głową i poszliśmy.

Nigdy nie byłam na takim wielkim placu zabaw. Świat dopiero się otwiera i dopiero zaczynam całą przygodę. To aż niesamowite ile pięknych miejsc jest w Londynie! Z sierocińca raczej nigdy nie wychodziliśmy, mieliśmy jakiś zardzewiały plac zabaw na podwórku i to wszystko. Oprócz drogi do szkoły, nigdy nie opuszczałam sierocińca. To było więzienie, tyle że w oknach nie było krat. Z resztą były zbędne, żadne dziecko z niego nie chciało uciekać, prędzej czy później i tak by ktoś je znalazł i miałoby większe kłopoty. Pamiętam takie dni kiedy widziałam jak jedno z mieszkańców tego budynku zabierają nowi rodzice.  Każde z nich było wtedy szczęśliwe. Szli trzymając nowe mamusie i nowych tatusiów za rękę. Przechodzili nieszczęsną bramę sierocińca i żyli już w innym świecie, szczęśliwym, gdzie mieli wszystko. W głębi zawsze marzyłam że tak wyjść. Trzymając za rękę nową mamę, której będę mogła mówić wszystko i silnego tatę, który obroni mnie przed nocnymi koszmarami. Najlepiej jakbym miała jeszcze rodzeństwo, braciszka albo siostrzyczkę. Byliśmy by rodziną, jeśli znam dobre określenie słowa rodzina. Według mnie składa się ona z kilku osób, nigdy nie opuszcza, nie kłóci i kocha się. Są bardzo blisko i mówią sobie najskrytsze sekrety, bawią się razem i jeżdżą na wakacje. Są po prostu najlepszymi przyjaciółmi, choć niektórzy mają po czterdzieści lat, niektórzy dwadzieścia, a niektórzy dziesięć. Los uśmiechnął się do mnie tylko po połowie, a może tylko puścił mi oczko. Zayn nie ma dzieci, nie ma żony, a nawet dziewczyny. Ma tylko 19 lat i to on ma zostać moją rodziną. Nie narzekam na niego, ani nic tylko po prostu.. jeśli marzenia mają się spełniać to niech spełniają się bardzo dokładnie. Wracając do dzisiejszego wyjścia, było przyjemnie. Bawiłam się na każdej możliwej atrakcji na placu. Zayn oczywiście był cały czas obok. Łapał mnie kiedy zjeżdżałam ze zjeżdżalni, a następnie wysoko podnosił i obracał. Podobało mi się to, aż uśmiech sam pojawiał się na mojej twarzy. Huśtał mnie również na huśtawce. Wydawało mi się że lecę do samego nieba. Zaczynało denerwować mnie to, że w okół placu biega pełno ludzi z aparatami i robi nam zdjęcia. Naprawdę tego nie rozumiałam. Może mają tak nudne życie że fotografują innych. Zayn chyba zauważył to że obserwuję tych ludzi i tracę chęci do zabawy.
- To paparazzi. - powiedział i ukucnął przed huśtawką na której siedziałam. - Oni robią sławnym ludziom zdjęcia w każdej chwili, a że gram w zespole nie dają mi spokoju. Jeśli cię to denerwuje to chodźmy, pójdziemy może coś zjeść, co ty na to? - spytał z troską w głosie, a ja tylko kiwnęłam głową i zeskoczyłam z  huśtawki. Chłopak wymyślił, że pójdziemy na pizze. Kolejny fakt z mojego życia, który zdziwi was totalnie jest taki że nigdy nie jadłam pizzy. Wiem co to, z opowieści ludzi w szkole, czy bajek. Każdy lubi pizze, więc czas jej spróbować. Droga wcale nie była długa, jedyne dwadzieścia minut. Opłacało się, bo było naprawdę świetnie.

*
Oto i pierwszy rozdział! :) miał być dłuższy, ale nie chciałam was zanudzać gdyż jest tu dużo do czytania, a mało dialogów. Piszcie komentarze chciałabym 20 i dodam nowy ;D macie na to 2 tygodnie, bo wyjeżdżam i nie dodam rozdziału jeszcze w tym tygodniu (w piątek już jadę), a muszę jeszcze dodać na Majkę.

jak sądzicie czy Zayn zaadoptuje Maxie? 


poniedziałek, 11 czerwca 2012

Prolog

3.05.2004
"Wiadomości z ostatniej chwili wcale nie są dobre. Państwo Hardingstone dziś w nocy mieli potworny wypadek. Najbogatsza para w Londynie zderzyła się z pijanym kierowcą.  Zmarli na miejscu, lekarze i policja mówią że nie mieli szans na przeżycie. Najdziwniejsze jest że ich kilko miesięczna córka przeżyła .. Maxine Hardingstone okrzyknięto nieśmiertelną dziewczynką.." 



prolog króciutki, miało go w ogóle nie być, ale jest. 
potrzebuje dosłownie pięciu komentarzy, na zobaczenie, że ktoś w ogóle to czyta i wrzucam kolejny rozdział.