środa, 20 czerwca 2012

Rozdział 1

Panuje jesień. Jesień jest spoko, kompletnie nic do niej nie mam. Podobają mi się te neutralne dni, ciepłe kolory. To jak najbardziej wpada w mój gust. Suche liście w prześlicznych barwach tak fajnie kruszą się po nadepnięciu. Można powiedzieć że ta pora roku jest piękna. Lecz zupełnie nie rozumiem ludzi. Dlaczego kryją się przed wiatrem i deszczem. To wszystko jest naturalne, w takiej ilości nigdy nas nie zabije. Dobrze jest czasem zostać zmoczonym przez deszcz, wiatr we włosach to wielka przyjemność. Można poczuć się jak w innym świecie. Świat.. tak dużo przez to można sobie wyobrazić. Chciałabym żyć sama na tej planecie. Czemu każdy człowiek nie może mieć własnej planety? Było by łatwiej. Tak jest trudno, aż za trudno. Ludzie martwią się o każdy dzień, zamiast cieszyć się tym dobrem, które teraz posiadają. Niech kreują własny, lepszy świat. Zapomną o innych ludziach, o problemach, których jest co niemiara. Nie mogą się poddawać. Zawsze trzeba słuchać samego siebie, w żadnym calu serca. Serce nie umie wybierać innych rzeczy niż miłość. Często jest to nieszczęśliwa miłość, w końcu jaki człowiek wziął ślub ze swoją pierwszą miłością, a następnie byli razem aż do śmierci? Byli tak blisko że musieli pochować ich razem, gdyż (przyznajmy) kobieta zmarła, a mężczyzna nie mógł żyć dalej z tęsknoty i się zabił? To jest idealne życie, którego nie ma tak naprawdę. Ale co ja mogę wiedzieć o miłości, mam tylko osiem lat. Osiem lat, wille, dwa hotele, wyspę i kupę forsy, ale co z tego skoro mieszkam w sierocińcu. Możecie uznać to za głupie, ale takie jest życie. Codziennie próbuje cię przewrócić, strzelając ci kolejną kulę w głowę. Oprócz tego wszystkiego mam też oczy taty. To chyba mój największy skarb. Oh, ile bym dała aby poznać tamtą dwójkę.. Szczęśliwą dwójkę. Moi rodzice, jak wynika z opowieści różnych ludzi, byli bardzo bogaci i szczęśliwi. Nie szczęśliwi z pieniędzy, ale z wspólnego życia. Znał ich każdy w Londynie, co trochę naruszało ich prywatność, ale i tak się kochali. Wytrzymali ze sobą aż do śmierci. Z pamiętników mojej rodzicielki wynika, że poznali się piętnastego maja w przedszkolu. Potem chodzili razem do szkoły, jak i na studia. Pobrali się, założyli własną firmę i tak zostali bardzo, a to bardzo bogaci. Życie jak z bajki szybko się kończy. Nawet nie zdążyłam ich dobrze poznać. Pamiętam tylko te pamiętne oczy taty i krótkie blond włosy mamy. Z resztą ja też mam blond włosy, tyle że moje włosy są naprawdę długie.

Kolejny dzień przynosi kolejne przygody. Dziś nie mogło być inaczej. Ostatni dzień tygodnia, dla wielu najlepszy - mianowicie piątek. W sierocińcu wszystko wygląda inaczej. Czy chcesz czy nie musisz wstać o 8:00. To jest obowiązek, nawet jeśli jesteś chory - wstajesz. Wyobrażacie sobie pewnie szereg białych łóżek. Nie, nie. Tu, u nas, każdy miał pokój z jedną osobą. Było to lepsze rozwiązanie. Mógł go sobie urządzić jak chciał, znaczy jeśli chodzi o np. obrazki, plakaty i różne dodatki. Na meble nie miał wpływu. Wszędzie były te same drewniane meble. Ja że byłam tam niezłą szychą miałam osobny pokój. Był on w jasnym odcieniu zieleni. Nad drewnianym łóżkiem, okno, a po prawo od okna szafa. Przy ścianie stało jedno łóżko z białą pościelą. Jedynym słowem nic specjalnego. Kiedy usłyszałam tylko dzwonek znaczyło to że ósma wybiła. Szybko wstałam, żeby uniknąć wizyty, któregoś z opiekunów w moim pokoju. Fakt faktem, że byli okropni. No może oprócz Hope. Osiemnastolatka, która zgłosiła się na wolontariusza z powodu swojego ojca - on zawsze chciał żeby robiła coś co pomagało by innym. Postanowiła tę prośbę wypełnić i można powiedzieć że jest moją jedyną przyjaciółką. Założyłam na siebie mój mundurek, wystarczyło tylko zapiąć spódnice i jestem gotowa. Przeczesując włosy poszłam na śniadanie. Tu nie ma dobrego jedzenia. Jest takie które jakoś przejdzie ci przez gardło i takie którego zarówno smak jak zapach zapamiętasz na długie lata. Nasypałam sobie granulowaną herbatę do kubka. Nie zamierzałam zalewać jej wodą, na sucho jest lepsza. Hope zawsze mówi mi że to niezdrowe. Dziś do jedzenia, albo i nie była jajecznica. Wyglądała okropnie dlatego zakryłam jedną ręką oczy, a drugą jadłam. Wyglądało to komicznie, ale zdanie innych mało mnie obchodzi. W końcu co z tego, że ktoś źle o tobie myśli? Ważne żebyś ty wiedział swoje. Każde dziecko na sali dostało drugie śniadanie i małą grupą poszliśmy do szkoły. Do mojej szkoły oprócz mnie chodziło tylko pięć osób z sierocińca. Byłam przygotowana na wyczerpujące lekcje, szczerze to nawet lubiłam się uczyć. Okazało się, że zamiast dwóch pierwszych lekcji jest koncert i mała niespodzianka od jakiegoś tam zespołu. Zawiodłam się. Nie lubię jak coś organizują w naszej szkole, zazwyczaj jest to lipne i beznadziejne. 

*
Jako jeden z członków One Direction zostałem wysłany po jedzenie dla Nialla. Normalka, zawsze wybierają mnie gdyż tylko ja nie jestem aż tak leniwy żeby ruszyć się do sklepu. Pomijając to że za minutę występujemy na scenie, a ja mam jeszcze do przejścia pół szkoły, było dobrze. Nie lubię tych koncertów w szkole, są nudne. Rozwrzeszczani uczniowie i co chwila uciszający ich nauczyciele. Sądzę, że mało jest w tym sensu. W dodatku musimy przeznaczyć na tą szkołę pieniądze, a przecież ona wygląda jak nowa. Czysto, ładnie, nowocześnie. Dlaczego nie gramy dla schronisk? Albo dla nowej komunikacji miejskiej, która naprawdę mnie przeraża. Choć przecież jestem Zayn Malik, ten sławny, dlaczego jeżdżę komunikacją miejską skoro mam jedno z najdroższych aut na świecie? Czasem siebie nie rozgryzam. Z sali dochodziły już krzyki, zbliżałem się..
- Matko przepraszam! - wyrwałem się z rozmyśleń kiedy poczułem, że się z kimś zderzam. Nie zauważyłem przed sobą nikogo, jednak na podłodze leżała blada dziewczynka. - Boże.. żyjesz? - zapytałem, ale po dłuższej ciszy lekko nią szarpnąłem. Kurcze, zabiłem ją - przeszło mi przez myśl. Bez zastanowienia wziąłem ją na ręce i wybiegłem z budynku tylnym wyjściem. Położyłem ją z tyłu mojego auta, czułem się jak prawdziwy porywać, ale mniejsza. Sam wsiadłem za kółko i nacisnąłem pedał gazu. Mam nadzieję, że ona tylko zemdlała. Na pewno zemdlała Zayn, na pewno, przecież jej nie zabiłeś. Krążyło mi w myślach. Jechałem bardzo szybko co chwila oglądając się do tyłu czy przypadkiem moja ofiara się nie obudziła. Szpital był całkiem daleko.. powinni robić więcej szpitali.
- Ała .. - usłyszałem i zatrzymałem się przy drodze. Dziewczynka podniosła się i złapała się za głowę. - Gdzie jestem? - spytała i rozejrzała się po całym aucie. - Kim jesteś?! Został mnie! - przestraszona pisnęła i odskoczyła w bok. Strach, aż świecił się w jej oczach. Zaśmiałem się pod nosem.
- Spokojnie, wpadłem na ciebie, na korytarzu. Zemdlałaś, wiozłem cię do szpitala. - uśmiechnąłem się lekko - Chcesz się napić wody? - zapytałem wyciągając butelkę, ale dziewczynka pokręciła głową. - Dobrzee.. odwiozę cię do domu .. Jak się nazywasz? - uniosłem brwi i czekałem na odpowiedź. Wiedziałem że mój telefon cały czas wibruje przez to, że ktoś próbuje się teraz dodzwonić.
- Maxine Hardingstone. - odpowiedziała krótko próbując usiąść jak najdalej mnie.
- Co? - wytrzeszczyłem oczy. Mam właśnie przyjemność rozmawiać z najbogatszym dzieckiem na świecie, z nieśmiertelnym dzieckiem.. - Wow, nie wiedziałem że cię kiedyś spotka.. To duży zaszczyt. Gdzie mieszkasz? Pewnie jakiś duży dom..
- Sierociniec, King Street 136. - przerwała mi i odwróciła głowę, a ja zdziwiony ruszyłem. Dlaczego w sierocińcu? Nie zastanawiając się dalej i nie męcząc jej pytaniami po prostu jechałem do wyznaczonego miejsca. W aucie panowała grobowa atmosfera. Słychać było tylko głośny oddech dziewczyny i cichą muzykę z radia. King Street na całe szczęście było bardzo blisko i szybko dojechaliśmy. Wypuściłem Maxine z pojazdu i razem skierowaliśmy się do budynku. Z zewnątrz nie było tak źle, kolorowe mury, nowe okna i ładne drzwi. Ale wszystko co ładne chowa w sobie potworne tajemnice. W środku było raczej ponuro i nudno, czuć pustkę. Już przy samych drzwiach stała młoda dziewczyna, opiekunka.
- Maxie, idź do siebie. Zaraz przyjdę. - zwróciła się do dziewczynki, a tamta wykonała jej prośbę. Następnie podeszła do mnie.
- Dzień dobry, Zayn Malik. - przywitałem się podając dłoń. - Ja.. zaraz wytłumaczę..
- Ja Hope. Rozumiem, spokojnie i bez nerwów. - cicho się zaśmiała, a ja odwzajemniłem to uśmiechem i powoli się uspokoiłem.
- Gram koncert wraz z zespołem w szkole i jeszcze przed nim wpadłem niechcący na Maxine.. zemdlała więc chciałem zawieść ją do szpitala ale obudziła się w trakcie drogi. - powiedziałem na jednym oddechu, a następnie głośno westchnąłem.
- Dobrze, pewnie bał się że uszkodził pan coś tak małego i kruchego. - po raz kolejny słodko się zaśmiała.
- Tak .. i tak bogatego. - kiwnąłem głową. - Czemu ona w ogóle tu jest? W sierocińcu.
- Tak zdecydował sąd, twierdził że rodzina mogła wykorzystać majątek jej rodziców.. Teraz czekamy aż ktoś ją zaadoptuje, ale musi to być odpowiednia osoba. Bardzo bym tego dla niej chciała, to świetne dziecko. Szkoda tylko że tak bardzo się wszystkiego boi, nowe kontakty ją przerażają. Ale jakby kogoś poznała to taka by nie była.. Wierze że kiedyś znajdzie kochający dom, ale siedzi już tu osiem lat..
- Ja ją mogę wziąć. - przerwałem jej i po chwili dopiero zorientowałem, że powiedziałem coś bardzo głupiego. Ja i dziecko? Nie lubie dzieci, nie mam doświadczenia. Już chciałem odmówić, ale gdy Hope spojrzała na mnie tymi swoimi fiołkowymi oczyma zamarłem.
- Naprawdę?! - w jej głosie można było usłyszeć radość - O matko, masz chwile czasu? Wiesz musisz iść na rozmowę z dyrektorem!
- No .. mam.- wzruszyłem ramionami, chłopcy i tak zaczęli już na pewno beze mnie. Rozradowana osiemnastolatka pociągnęła mnie do pokoju kierownika. Robię teraz jeden z największych błędów w swoim życiu, ale mam nadzieje że jakoś się wyplączę. W końcu jak odmówię zmartwię Hope.. Oh Zayn ,te twoje głupie uczucia.
Wszedłem do pomieszczenia gdzie przywitał mnie starszy pan w garniturze. Kulturalnie się przedstawiłem i usiadłem na przeciwko. Cały się trząsłem, nie wiedziałem jak się z tego wymigać. Może po prostu spróbować? Wszyscy wezmą mnie za wariata, ale skoro się zgłosiłem, czemu nie? Będzie ciekawie, choć bycie ojcem w tej chwili przeraża mnie.
- Chciałby pan adoptować Maxine? - zapytał dla upewnienia przeglądając jakieś papiery, zdecydowanie czegoś szukał.
- T.. tak. - mruknąłem niepewnie i przeczesałem włosy.
- W jej przypadku to trudne, takie dziecko nie pójdzie w pierwsze lepsze ręce. Pan jest młody, ale wydaje się dobrym człowiekiem. A poza tym moja córka uwielbia pana. - zaśmiał się - Proces adopcji może trwać nawet kilka miesięcy. Ustalimy termin, w który któryś z pracowników przyjdzie obejrzeć pański dom, oprócz tego musi pan się trochę zaprzyjaźnić z Maxie. - skończył, a ja skinąłem głową. - I przypominam że bycie tatą to wielki obowiązek.
- Wiem. - odparłem - To pojutrze zapraszam. - wybrałem ten termin ze względu na to, że wszyscy chłopcy wyjeżdżają do rodziny, nie chce im mówić o tym całym zamieszaniu. Wezmą mnie za idiotę. W końcu dziecko w naszym domu to mega okropny pomysł.
Kierownik podziękował mi kazał wracać do domu. Oczywiście musiałem pojechać na koncert żeby dostać od chłopaków niezły opieprz.

*
Dziś jest wtorek, bardzo nie lubię tego dnia. W porównaniu z poniedziałkiem jest trochę fajniejszy, ale i tak go nie lubię. Można powiedzieć, że życie zaczęło się do mnie uśmiechać. Choć sama nie wiem czy dobrze że adoptuje mnie o 11 lat starszy ode mnie facet, a raczej gwiazdor, który o mało co nie rozbił mi głowy uderzając swoją klatą we mnie. Z niejakim Zaynem widziałam się raz. Wczoraj o czternastej zabrał mnie na obiad. To akurat był strzał w dziesiątkę, nigdy nie jadłam w restauracji i nigdy nie jadłam czegoś tak pysznego. Może to dziwne, ale podobało mi się to wyjście na obiad. Dziś, również o czternastej gdzieś mnie zabiera. Mam nadzieję że zjem coś dobrego, bo w dzisiejszym lunchu zdecydowanie coś się ruszało. Choć wątpię żeby jakiś obrzydliwy robak chciał żyć w takiej papce, którą kucharki potocznie nazywały ryżem z mięsem. One mają chyba serca ze stali, widzą smutne miny dzieci na widok posiłku i jeszcze nie nauczyły się porządnie gotować.
- Xyśka, Zayn już na ciebie czeka chodź rzesz. - usłyszałam radosny głos Hope. Stwierdzam że cieszyła się na wieść o tym że ktoś chce mnie wziąć. Mam nadzieję że cieszyła się że będę mieć normalny dom, a nie z tego że mnie tu nie będzie. Będę za nią tęsknić, jest moją przyjaciółką, nigdzie takiej nie znajdę.
- Już idę. - odpowiedziałam i z grobową miną wstałam z łóżka kierując się w stronę drzwi przy których czekał na mnie mój przyszły opiekun. Nie podchodziłam do tego wszystkiego dobrze. Raczej nie chciałam chodzić na te spotkania i nie chciałam opuszczać sierocińca. Nie znam Zayna na tyle dobrze żeby mu zaufać. Tak wiem, to nie ma sensu w końcu nie chce chodzić na spotkania na których mam go poznać.. 
- Cześć, jak tam? - powiedział Zayn przytulając mnie do siebie. Na całe szczęście szybko odstawił mnie na miejsce. Wzruszyłam ramionami i pociągnęłam za klamkę od drzwi i wyszłam, a zaraz za mną chłopak. - Czemu nigdy nie chcesz rozmawiać? Za jakiś miesiąc będziemy razem mieszkać. - lekko się uśmiechnął.
- Mam gorszy dzień, nie przejmuj się. - odwzajemniłam uśmiech, ale tak bardziej od niechcenia. - Gdzie dziś idziemy?
- Nie mam za dużych planów, możesz wybrać sobie dowolne miejsce, które oczywiście znajduje się w Londynie. - odparł , a ja zaczęłam myśleć. Nie znałam dobrze Londynu, więc sama nie wiedziałam gdzie chce iść. - Może na plac zabaw? - zapytał po chwili Zayn widząc że nie mogę na nic się zdecydować. Kiwnęłam wesoło głową i poszliśmy.

Nigdy nie byłam na takim wielkim placu zabaw. Świat dopiero się otwiera i dopiero zaczynam całą przygodę. To aż niesamowite ile pięknych miejsc jest w Londynie! Z sierocińca raczej nigdy nie wychodziliśmy, mieliśmy jakiś zardzewiały plac zabaw na podwórku i to wszystko. Oprócz drogi do szkoły, nigdy nie opuszczałam sierocińca. To było więzienie, tyle że w oknach nie było krat. Z resztą były zbędne, żadne dziecko z niego nie chciało uciekać, prędzej czy później i tak by ktoś je znalazł i miałoby większe kłopoty. Pamiętam takie dni kiedy widziałam jak jedno z mieszkańców tego budynku zabierają nowi rodzice.  Każde z nich było wtedy szczęśliwe. Szli trzymając nowe mamusie i nowych tatusiów za rękę. Przechodzili nieszczęsną bramę sierocińca i żyli już w innym świecie, szczęśliwym, gdzie mieli wszystko. W głębi zawsze marzyłam że tak wyjść. Trzymając za rękę nową mamę, której będę mogła mówić wszystko i silnego tatę, który obroni mnie przed nocnymi koszmarami. Najlepiej jakbym miała jeszcze rodzeństwo, braciszka albo siostrzyczkę. Byliśmy by rodziną, jeśli znam dobre określenie słowa rodzina. Według mnie składa się ona z kilku osób, nigdy nie opuszcza, nie kłóci i kocha się. Są bardzo blisko i mówią sobie najskrytsze sekrety, bawią się razem i jeżdżą na wakacje. Są po prostu najlepszymi przyjaciółmi, choć niektórzy mają po czterdzieści lat, niektórzy dwadzieścia, a niektórzy dziesięć. Los uśmiechnął się do mnie tylko po połowie, a może tylko puścił mi oczko. Zayn nie ma dzieci, nie ma żony, a nawet dziewczyny. Ma tylko 19 lat i to on ma zostać moją rodziną. Nie narzekam na niego, ani nic tylko po prostu.. jeśli marzenia mają się spełniać to niech spełniają się bardzo dokładnie. Wracając do dzisiejszego wyjścia, było przyjemnie. Bawiłam się na każdej możliwej atrakcji na placu. Zayn oczywiście był cały czas obok. Łapał mnie kiedy zjeżdżałam ze zjeżdżalni, a następnie wysoko podnosił i obracał. Podobało mi się to, aż uśmiech sam pojawiał się na mojej twarzy. Huśtał mnie również na huśtawce. Wydawało mi się że lecę do samego nieba. Zaczynało denerwować mnie to, że w okół placu biega pełno ludzi z aparatami i robi nam zdjęcia. Naprawdę tego nie rozumiałam. Może mają tak nudne życie że fotografują innych. Zayn chyba zauważył to że obserwuję tych ludzi i tracę chęci do zabawy.
- To paparazzi. - powiedział i ukucnął przed huśtawką na której siedziałam. - Oni robią sławnym ludziom zdjęcia w każdej chwili, a że gram w zespole nie dają mi spokoju. Jeśli cię to denerwuje to chodźmy, pójdziemy może coś zjeść, co ty na to? - spytał z troską w głosie, a ja tylko kiwnęłam głową i zeskoczyłam z  huśtawki. Chłopak wymyślił, że pójdziemy na pizze. Kolejny fakt z mojego życia, który zdziwi was totalnie jest taki że nigdy nie jadłam pizzy. Wiem co to, z opowieści ludzi w szkole, czy bajek. Każdy lubi pizze, więc czas jej spróbować. Droga wcale nie była długa, jedyne dwadzieścia minut. Opłacało się, bo było naprawdę świetnie.

*
Oto i pierwszy rozdział! :) miał być dłuższy, ale nie chciałam was zanudzać gdyż jest tu dużo do czytania, a mało dialogów. Piszcie komentarze chciałabym 20 i dodam nowy ;D macie na to 2 tygodnie, bo wyjeżdżam i nie dodam rozdziału jeszcze w tym tygodniu (w piątek już jadę), a muszę jeszcze dodać na Majkę.

jak sądzicie czy Zayn zaadoptuje Maxie? 


poniedziałek, 11 czerwca 2012

Prolog

3.05.2004
"Wiadomości z ostatniej chwili wcale nie są dobre. Państwo Hardingstone dziś w nocy mieli potworny wypadek. Najbogatsza para w Londynie zderzyła się z pijanym kierowcą.  Zmarli na miejscu, lekarze i policja mówią że nie mieli szans na przeżycie. Najdziwniejsze jest że ich kilko miesięczna córka przeżyła .. Maxine Hardingstone okrzyknięto nieśmiertelną dziewczynką.." 



prolog króciutki, miało go w ogóle nie być, ale jest. 
potrzebuje dosłownie pięciu komentarzy, na zobaczenie, że ktoś w ogóle to czyta i wrzucam kolejny rozdział.